W badaniach przeprowadzonych przez agencję za pośrednictwem platformy badawczej analizy treści netdive wzięło udział 500 osób. Aż 43 procent z nich twierdzi, że nie je lub stara się graniczyć spożycie mięsa (tzw. fleksitarianizm). W grupie osób ograniczających spożycie mięsa dominują kobiety oraz osoby starsze; głównie z wyższym wykształceniem.
Obawa przed chemią (w tym m.in. pozostałościami antybiotyków) w składzie mięsa i wytworzonych z niego produktów to główny argument na rzecz jego ograniczania w diecie. Co ciekawe boją się tego zarówno osoby, które mięsa nie jedzą lub starają się je ograniczać, jak i ci, którzy go sobie nie żałują. O wiele mniej przejmujemy się wysoką zawartością tłuszczu w mięsie i jego kalorycznością (21 proc. ograniczających lub niejedzących mięsa w ogóle i 12 proc. nieograniczających spożycia mięsa), a jeszcze mniej podwyższonym ryzykiem raka i innych chorób u osób, które jedzą go zbyt dużo (odpowiednio 18 i 9 proc.).
Coraz powszechniejsze staje się również niejedzenie mięsa ze względów etycznych. Cierpienie zwierząt hodowlanych oraz ich niehumanitarny ubój to drugi, po antybiotykach, powód ograniczania spożycia mięsa w grupie "niemięsożerców" (39 proc.). Z kolei dla co piątej osoby nielimitującej spożycia mięsa jego produkcja oznacza zabijanie i cierpienie zwierząt.
Cierpienie zwierząt hodowlanych oraz ich niehumanitarny ubój to drugi, po antybiotykach, powód ograniczania mięsa w diecie Fot. Shutterstock
Dla wielu badanych komunikat o tym, że ograniczanie spożycia mięsa równa się ochrona przyrody, nadal jest dużym zaskoczeniem. Nie dziwi fakt, że w obu grupach argument ten nie znalazł się na liście trzech najważniejszych powodów przemawiających za ograniczeniem ilości spożywanego mięsa. Skutecznym powodem, szczególnie dobrze działającym wśród osób będących w drugiej grupie, wydaje się być woda i jej zwiększone zużycie w hodowli zwierząt (szczególnie wołowiny) w kontekście coraz uboższych zasobów wody w Polsce.
W obu badanych przez agencję grupach bardzo wyraźnie zarysowany jest pogląd o pogarszającej się jakości i smaku mięsa, które można kupić w sklepach. Badani twierdzą, że "nie smakuje już tak jak kiedyś". Twierdzi tak co czwarta osoba z grupy osób niejedzących lub ograniczających spożycie mięsa. Co ciekawe, wśród osób, które mięso jedzą, pogląd ten jest jeszcze bardziej rozpowszechniony (uważa tak 32 proc. badanych "mięsożerców").
- Obecnie rośnie trend premiumizacji mięsa. Przybiera on różne postaci - kupowanie i jedzenie lepszego, droższego mięsa, ale też spożywanie mięsa, które pochodzi z pewnego źródła, od zaufanego sprzedawcy - komentuje Grzegorz Giza, Chief Growth Officer w IQS
Chęć kupowania lepszych produktów widoczna jest nie tylko w wyborze mięsa, ale także innych wyrobów odzwierzęcych. I tak coraz więcej producentów majonezów odchodzi od stosowania jaj z chowu klatkowego (Majonez Kielecki), a sieci spożywcze podpisują zobowiązanie do zaprzestania ich sprzedaży do 2025 roku (np. Lidl, Aldi, Netto).
Według wszelkich prognoz trend na niejedzenie mięsa będzie się umacniał. Nie bez znaczenia jest fakt, że najwyższy odsetek osób na diecie całkowicie bezmięsnej jest w najmłodszej badanej grupie w wieku 16-24 lat (7 proc.).
Fleksitarianizm, czyli dieta polegająca na jedzeniu ograniczonej liczby posiłków mięsnych, staje się zresztą coraz popularniejsza na całym świecie. W Stanach Zjednoczonych został już okrzyknięty jedną z najlepszych diet 2019 roku. Według corocznego rankingu diet, publikowanego przez US News & World Report, fleksitarianizm plasuje się na trzecim miejscu tuż za dietami śródziemnomorską i DASH, uznawanymi przez ekspertów za najzdrowsze na świecie.
- Fleksitarianizm to zjawisko stosunkowo młode, ale powoli, także w Polsce, wkraczające do mainstreamu. To trend związany ze stylem życia, wyższą świadomością ale niebywale aspiracyjny, przez co siła jego rażenia staje się coraz większa - mówi Grzegorz Giza z IQS.