Poziom toksyn w rybach rośnie. To przez ocieplenie klimatu

Naukowcy z Uniwersytetu Harvarda przeanalizowali dane z 30 lat i zauważyli, że obecnie w rybach jest więcej szkodliwej metylortęci. Twierdzą, że to nagły wzrost temperatury przyczynił się do zwiększenia stężenia toksyn.
Zobacz wideo

W nowym badaniu, którego wyniki pojawiły się w czasopiśmie Nature, naukowcy z Harvardu sugerują, że wzrasta poziom metylortęci w rybach, takich jak dorsz, atlantycki tuńczyk błękitnopłetwy i miecznik. Powód? Według badaczy to konsekwencje gwałtownego wzrostu temperatury. Tłumaczą, że temperatura wody wzrosła, więc drapieżniki zaczęły zużywać więcej energii do pływania, a to wymaga pochłaniania i zużycia większej ilości kalorii (m.in. ze spożywanych pokarmów), co z kolei ma związek z wyższym poziomem metylortęci w organizmie.

Metylortęć to bardzo toksyczna substancja, która stanowi globalne zagrożenie dla zdrowia ludzkiego. Duże jej ilości przedostają się np. ze ściekami, pochodzącymi z fabryk do wody. Metylortęć łatwo przenika do organizmów ryb, gdyż jest to związek bardzo trwały i toksyczny. 

Badanie stanowi znaczący postęp w zrozumieniu, w jaki sposób i dlaczego drapieżniki oceaniczne, takie jak tuńczyk i miecznik, gromadzą rtęć

- twierdzi autorka badań, prof. Elsie Sunderland.

Naukowcy przeanalizowali dane z 30 lat z Zatoki Maine, sprawdzili zawartości żołądków dorszów atlantyckich oraz ryb z rodziny koleniowatych (chrzęstnoszkieletowych, m.in. kolenia pospolitego). Analizy wykazały, że zawartość metylortęci u dorszy była o 6-20 proc. niższa w 1970 r. niż w 2000 r. Poziom metylortęci u ryb koleniowatych w tym samym czasie wzrósł z 33 proc. do 61 proc.

U tych gatunków ryb doszło do radykalnie różnych zmian w poziomie metylortęci. Badacze tłumaczą, że ma to związek z łańcuchem pokarmowym. Oba gatunki ryb żywią się śledziami (populacją, która w latach 70. ubiegłego wieku z powodu przełowienia uległa złamaniu). W związku z przełowieniem śledzi, dorsze zaczęły jeść małe ryby z niskim poziomem metylortęci, a ryby koleniowate przerzuciły się na głowonogi, które mają wysokie poziomy rtęci. 

O problemie przełowienia pisaliśmy już w ubiegłym roku. W 2006 na łamach czasopisma "Science" ukazał się niepokojący artykuł napisany przez grupę naukowców z kilku różnych krajów. Przeanalizowali oni setki badań dotyczących fauny mórz i oceanów na Ziemi. Według ich przewidywań wszystkie dostępne obecnie w handlu dzikie gatunki ryb znikną z powierzchni naszej planety do 2048 roku.

Jak podaje portal New Scientist, od roku 1950 podobny los spotkał już około 30 proc. gatunków ryb. Przy tym organizacja WWF w swoim poradniku "Jaka ryba na obiad?" ostrzega, że obecnie aż 90 proc. światowych zasobów ryb jest przełowionych lub poławianych na najwyższym możliwym poziomie.

Warto zwracać uwagę na to, skąd ryba pochodzi. Według danych udostępnionych przez WWF, nie powinniśmy kupować niektórych ryb z łowiska oznaczonego symbolem FAO-27, położonego na Atlantyku, na północnym-zachodzie Europy (chyba że mają certyfikat MSC), w tym na przykład: dorsza czarnego i atlantyckiego, dorady, halibuta niebieskiego, łososia atlantyckiego, morszczuka czy sandacza.

Wpływ rtęci na zdrowie człowieka

Toksyczne substancje, w tym m.in. rtęć, mogą zakłócać wiele ważnych procesów biochemicznych naszego organizmu. Część rtęci jest z naszego organizmu wydalana z moczem, ale część kumuluje się w nerkach i może też dotrzeć do krwi i mózgu.

Niewielkie ilości rtęci przedostające się do organizmu mogą powodować zatrucie przewlekłe. Może ono objawiać się osłabieniem, bólem głowy i kończyn. Później może pojawić się niebiesko-fioletowy rąbek na dziąsłach. Może także dojść do zapalenia błon śluzowych przewodu pokarmowego, wypadania zębów, zaburzenia snu, pamięci i koncentracji, drgawek, zaburzenia w postrzeganiu kolorów oraz uszkodzenia nerek.  

Więcej o:
Copyright © Agora SA