Kotlety mielone zna i lubi chyba każdy. Jednakże według starego przepisu z zeszytu mojej prababci kiedyś wcale nie używano do nich mięsa. Zaskakującym składnikiem okazuje się tu... filet ze śledzia. To z pewnością niemałe zaskoczenie, ale warto dać im szanse. Dzięki temu nietypowemu składnikowi kotlety będą miały zdecydowanie bardziej wyrazisty i niepowtarzalny smak. Ta mała zmiana zamieni zwykły w obiad w kulinarny i znakomity eksperyment. W końcu to właśnie tym zajadały się nasze prababcie i pradziadkowie.
Filety należy porządnie namoczyć. Najlepiej zostawić je w wodzie na całą noc. Po tym czasie przepuszczamy je przez maszynkę do mięsa i mielimy na gładką pastę. Jeśli nie posiadamy maszynki, śledzie należy bardzo drobno posiekać i ugnieść widelcem. W międzyczasie czerstwą bułkę kajzerkę moczymy w mleku o temperaturze pokojowej (lub ciepłej wodzie).
Cebulę obieramy, kroimy w drobną kostkę i wrzucamy na rozgrzane na patelni masło. Czekamy, aż się zeszkli. Wówczas przekładamy ją do śledziowej pasty i dokładnie mieszamy. Do masy dodajemy również namoczoną bułkę i jajko, a całość doprawiamy solą i pieprzem do smaku. Pasta na kotlety powinna być gęsta i plastyczna. Jeśli zbytnio się klei lub jest za rzadka, warto dodać odrobinę bułki tartej.
Z przygotowanej masy formujemy niewielkie kotlety i obtaczamy dokładnie w bułce tartej. Na głębokiej patelni rozgrzewamy olej i smażymy kotlety z obu stron do uzyskania złoto-brązowego koloru. Gotowe kotlety będą delikatne i aromatyczne. Najlepiej podawać je z utuczonymi ziemniakami i świeżą surówką lub mizerią. Smacznego!
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl