Więcej ciekawostek znajdziesz na naszej stronie głównej Gazeta.pl
Polacy wciąż jedzą mało ryb i chociaż śledzik lub wędzona makrela świetnie wpisuje się w nasz gust, tak jeśli mówimy o owocach morza, zdania bywają już podzielone. Niektórzy z samej definicji owoców morza nie spojrzą na krewetki, mule lub kalmary, a kiedy są częstowani tymi pysznościami, kręcą głową. Jednak miłośników owoców morza na świecie jest mnóstwo i ci jedzą takie cuda, których inni nie chcieliby nawet powąchać. Dziś opowiemy odrobinę o jednym z takich właśnie kontrowersyjnych frykasów.
Geoduck to największy na świecie małż. Jest tak duży, że nie mieści się w swojej muszli. Z muszli wystaje syfon, który służy do filtrowania wody, w środku muszli natomiast skrywa się mięsista część piersiowa. Właśnie przez swój kształt, geoduck jest uważany za dość osobliwy przysmak, żeby nie powiedzieć kontrowersyjny. Przypomina bowiem męskiego członka i głównie dlatego od lat jest uważany za silny afrodyzjak, zwłaszcza w krajach azjatyckich.
Te osobliwe mięczaki można spotkać u wybrzeży północnego i zachodniego Pacyfiku, gdzie zbieracze wypatrują niewielkich dziurek w piasku. Te małże bowiem zaczepiają się niewielką stopką w mokrym piasku, gdzie pozostają całe swoje długie życie (dożywają do 150 lat) i pobierają z wody plankton i składniki odżywcze. Ich znalezienie jest dość trudne, dlatego za kilogram mięsa należy zapłacić od 60 dolarów wzwyż.
Spójrzcie, jak wygląda ten niecodzienny frykas podczas jedzenia
Geoduck może i nie wygląda apetycznie, za to smakuje naprawdę dobrze. Jest przysmakiem nie tylko wśród Azjatów, lecz także cieszy się popularnością wśród miłośników owoców morza na całym świecie. Mięso tego małża jest delikatne, chociaż zwarte. Ma lekko słodki smak, który można powrónać do krewetek, jest jednak nieco bardziej intensywny. Mięso trąbo-małża podaje się najczęściej jedynie zblanszowane lub krótko smażone na maśle. Jest także składnikiem sushi, lekkich sałatek lub ceviche.