Więcej ciekawostek kulinarnych znajdziesz na naszej stronie głównej Gazeta.pl
Nie ma na świecie osoby, która lubiłaby dosłownie każdą potrawę. Najlepiej widać to u dzieci, które często grymaszą i kręcą nosem na niektóre dania i, moim zdaniem, należy to uszanować, by jedzenie (często na przymus) niektórych dań nie przerodziło się w żywą niechęć lub nawet kulinarną traumę. Zapytaliśmy internautów i kilku znajomych, jakie potrawy z czasów dzieciństwa do dziś przychodzą do nich w koszmarach. Jedna potrawa była wymieniana najczęściej.
Jedna z internautek podzieliła się swoim koszmarem, który podobno zafundował jej tata, bo:
Stwierdził, że to zdrowe. A najgorszy był kożuch. Do dziś nie mogę patrzeć na mleko.
Już dawno temu utarło się przekonanie, że gorące mleko z miodem to najlepszy sposób na przeziębienie i rodzice niejednego z nas zmuszali w chorobie do picia tego specyfiku. Na pewno nie zdawali sobie sprawy, że wcale nam tym nie pomagają. Miód w gorącym mleku tracił bowiem całkowicie swoje zdrowotne właściwości. Tak więc nie dość, że mleko z miodem nam nie pomagało, to jeszcze zafundowało przykre wspomnienia.
Zupę mleczną wymieniła zdecydowana większość. Bo jak można jeść mleko na słodko z kluskami lanymi lub zacierkami? Być może inni stwierdzą, że to był największy przysmak przedszkolnej stołówki i najlepszy obiad na koloniach. Jednak wiele osób przyznało, że nie sama potrawa była największym problemem, ale zmuszanie do jej jedzenia. Moja mama tak wspomina zupę mleczną:
Ja nie ruszę ciepłego mleka do tej pory. Jak dziecko nie chciało jeść, to pani kucharka siłą je karmiła - pamiętam, jak kiedyś zupa mleczna poszła mi nosem. I tak musiałam dokończyć swoją porcję.
Może pomyślicie, że jakoś wyjątkowo uwzięliśmy się na mleko, ale kaszki na mleku wymieniło także sporo osób. Najczęściej nie chodziło o sam smak, ale o konsystencję i właśnie zmuszanie do jedzenia jej przez rodziców. Pamiętam, że z jakiegoś powodu moja mama uważała, że przecież wszystkie dzieci muszą lubić owocowe kaszki i zmuszała mnie siłą do szybkiego jedzenia, żeby zdążyła odprowadzić mnie do zerówki. Jak z obrzydzenia zwymiotowałam jej na ubranie, przestała mnie zmuszać. A mówiłam, że nie lubię...
To danie (o ile można je tak nazwać) wymieniła co druga zapytana osoba. Szczególnie często była podawana w szkole, ale także latem w wielu domach robiło się po prostu coś w rodzaju kompotu, dodawało się makaron i "jedz, bo nie pójdziesz na dwór się bawić". A nam to wychodziło uszami. Ale cóż - płacz i jedz. Ja do dziś nie spojrzę na owoce. A na kompoty tym bardziej.
Makaron z serem na słodko podzielił internautów i inne zapytane osoby. Jedni uważają, że to idealny obiad z dzieciństwa, do tego obowiązkowo z musem truskawkowym lub jagodami. Inni mają zgoła odmienne zdanie i jak tylko wspominają piątkowe obiady w szkole, to mają ochotę wymazać z pamięci to danie. Ja nienawidziłam makaronu z serem, ale jeszcze bardziej makaronu z cukrem. Dlaczego starsi ludzie byli pewni, że wszystkie dzieci lubią słodkie jedzenie?
O tak, wielu dorosłych wspomina te właśnie warzywa jako najgorsze kulinarne traumy z dzieciństwa. I chociaż w dorosłym życiu ich gust się nieco zmienił, to przyznajcie się - lubiliście dostawać na talerzu "zieleninę" i to jeszcze najczęściej źle doprawioną? No raczej nie wszyscy... A najgorsze było, jak coś zielonego pływało w zupie... Niektórzy do dziś mają awersję do pietruszki lub koperku.
O ile dla mnie wątróbka i podroby były w dzieciństwie wielkim przysmakiem, tak zdecydowana większość moich znajomych nie tknie takiego jedzenia nawet za milion złotych. Nie jestem tym szczególnie zdzwiniona - nieodpowiednio przygotowana wątróbka mogła zniechęcać. Szczególnie gdy wychodziła twarda i żylasta.
Nie ma opcji, że dotknę wątróbkę. Kiedy czekam przy ladzie w sklepie mięsnym, to specjalnie odwracam wzrok, żeby nie puścić pawia. Dzięki babciu - to zasługa twoja i wpychania mi tego ustrojstwa na siłę.
Nie tylko zupy mleczne i owocowe budzą nieprzyjemne wspomnienia. Sporo osób wymieniało czerninę i flaki, głównie przez to, z czego były zrobione. Niektórzy do dziś niechętnie także wspominają gęsty krupnik z rozgotowaną kaszą, który przecież był taaaaką pożywną zupą. Do niedawna zaliczałam się do grona tych osób - nie mogłam patrzeć na tę zupę, dopóki sama jej nie zrobiłam. Wystarczyło po prostu lepiej doprawić.
Jak tylko zobaczyłem, że mama wsypuje do garnka kaszę, chowałem się do szafy. Już sam zapach mnie odrzucał, a trzeba było zjeść i się nie popłakać, bo zaraz będzie kara.
Osoby komentujące chciały pozostać anonimowe