Kiedy tylko mija fala upałów, a słońce coraz wolniej wychyla się zza horyzontu - Polacy zakładają kalosze, chwytają za koszyki lub wiaderka i udają się do lasu. Doświadczeni grzybiarze bez problemu dostrzegają kryjące się w runie podgrzybki, borowiki, kanie, rydze i maślaki. Co jednak w przypadku nadejścia niekorzystnych warunków pogodowych? Jak się okazuje, nawet one nie są w stanie odstraszyć niektórych gatunków grzybów.
Mimo że w wielu regionach Polski w ostatnich dniach spadł śnieg, a poranną rosę zastąpił szron, to grzybiarze nie narzekają. Ci, którzy wybrali się z ciekawości do lasu, odkryli, że dalej można wrócić do domu z naręczem grzybów. W mediach społecznościowych, zwłaszcza na facebookowych grupach zrzeszających miłośników owoców lasu, można trafić na liczne zdjęcia późnolistopadowych zbiorów. Ciekawa fotografia pojawiła się m.in. na profilu Lasów Państwowych. Widzimy na niej dwa dorodne borowiki szlachetne.
Prawdziwki miały pochodzić z lasu nieopodal Kielc. Nie jest to jednak jedyne miejsce, w którym można znaleźć jadalne grzyby. Internauci donoszą, że w ostatnim czasie udało się wrócić z pełnym koszykiem m.in. z lasów świętokrzyskich i śląskich w okolicy Tychów oraz Częstochowy. Niemała niespodzianka czeka też grzybiarzy z Wielkopolski. Kto się spręży, może się jeszcze załapać na marynowanie i smażenie przysmaków prosto z głębi lasu.
Większość jadalnych gatunków grzybów potrzebuje w miarę ciepłych i wilgotnych warunków do wyrośnięcia. Właśnie dlatego szczyt sezonu grzybiarskiego przypada zwykle na wrzesień i październik. Końcówka jesieni i początek zimy to jednak nadal dobry czas na wycieczkę do okolicznego lasu.
W listopadzie rosną jeszcze podgrzybki, opieńki, kanie i gąski. Grudzień natomiast to miesiąc, w którym można natrafić w lesie na boczniaki ostrygowate czy płomiennice zimowe. Można je ususzyć lub przyrządzić z nich smaczne potrawy. Więcej podobnych tematów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl