Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego zaleca, by ryby jadać co najmniej 2 razy w tygodniu, a przynajmniej raz w jadłospisie powinny znaleźć się ryby morskie. Mimo to wciąż jadamy za mało ryb. Jedną z przyczyn jest niechęć do wyjmowania ości i obierania ich już w trakcie jedzenia. To błąd, bo, jak się okazuje, mnóstwo ryb ości nie ma prawie wcale.
Ryba bez ości to wcale nie mit, choć spore uproszczenie. W dobrym sklepie rybnym dostaniemy już oczyszczone i odpowiednio przygotowane filety. Przygotować je możesz także w domu. Dobrze jest sięgnąć po takie gatunki, które mają stosunkowo niewiele cienkich i delikatnych ości pozostałych po usunięciu kręgosłupa. Wśród najpopularniejszych ryb bez ości prym wiodą łososie, dorsze i mintaje, ale o jednej rybie wielu z nas zapomina, a szkoda. Mowa o morszczuku, rybie, która jest tańsza od dorsza, a wcale nie gorsza w smaku.
Morszczuk dostępny jest w formie filetów ze skórą, bez skóry, ale też jako tuszka. Wśród jego zalet jest nie tylko stosunkowo niska cena, lecz także niewielka liczba ości. Przed zakupem warto jednak sprawdzić jego pochodzenie. Bez obaw możesz kupować te z certyfikatem MSC. Dzięki temu masz pewność, że ryba pochodzi z bezpiecznych połowów.
To ryba chuda i delikatna w smaku - w 100 g zawiera zaledwie 2,2 g tłuszczu i 50 mg cholesterolu. Ma jednak aż 0,32 g kwasu DHA w 100 g. To więcej niż dorsz czy miruna. Morszczuk zawiera także dużo pełnowartościowego białka, witaminy B12, a także wapnia, selenu, fosforu i niacyny, czyli witaminy B3.
Morszczuk świetnie sprawdzi się jako ryba w panierce, pieczona w piekarniku, zapiekana w sosie, a w święta to idealny wybór do ryby po grecku. Możesz go także usmażyć bez panierki lub zrobić z niego wyśmienite kotlety rybne.