Każdy ma swoją potrawę lub przekąskę, którą może jeść na okrągło i nigdy mu się nie nudzi. W moim przypadku takich rzeczy jest kilka, a wśród nich smalec. Czy to na chlebie, czy kluseczki lub pierogi okraszone smalcem, nie ma opcji, że mi się przejedzą. Mam tak od dzieciństwa i doskonale wiem, że żaden sklepowy smalec nie umywa się do tego domowego, starannie wytapianego w żeliwnym naczyniu. Przepis na smalec znam na pamięć, robiła go podobno już moja babcia pół wieku temu, ale ostatnio dodałam do niego coś ekstra. Wyszedł jeszcze pyszniejszy.
Jakiś czas temu przyjechałam na weekend do rodzinnego domu i nie bardzo wiedziałam, jak zająć sobie czas. Stwierdziłam, że dawno nie robiliśmy smalcu, a że akurat wytapianie smalcu kojarzy mi się z jesienią i zimą, popędziłam na zakupy, by całe popołudnie spędzić w tak zwanej letniej kuchni nad starą kuchenką. Kupiłam to, co zawsze, czyli słoninę, łopatkę i kiełbasę. Jednak w ręce wpadły mi także wędzone śliwki. Kiedy moja mama to zobaczyła, stwierdziła, że babcia się będzie w grobie przewracać, ale ja i tak postawiłam na swoim. Zrobiłam smalec ze śliwkami.
Smalec z tego przepisu wychodzi bardzo mięsny i gęsty, świetny więc będzie na kanapkę, ale schabowego już się na nim nie usmaży. Niemniej jednak właśnie taka gęsta konsystencja mi najbardziej odpowiada, więc użyłam sporo mięsa i kiełbasy. Postawą oczywiście była słonina. Nie bawiłam się jednak w krojenie, bo by mnie noc zastała. Słoninę, łopatkę i kiełbasę po prostu zmieliłam w maszynce. Nie zapomniałam też o cebuli, czosnku i przyprawach, ale po kolei. Tutaj bardzo ważna jest kolejność.
Swój smalczyk wytapiałam w letniej kuchni, czyli starym budynku gospodarczym przystosowanym do gotowania - w domu wolałam tego nie robić, bo domownikom przeszkadza zapach wytapianej słoniny. Znalazłam starą, żeliwną gęsiarkę, upewniłam się, czy butla z gazem jest pełna i zabrałam się do pracy. Najpierw włożyłam zmieloną słoninę do gęsiarki i włączyłam palnik na mały płomień. Cierpliwie czekałam, aż zacznie się rozpuszczać i oczywiście cały czas mieszałam, by się nic nie przypaliło. Nie mogę powiedzieć, trochę to trwało. Kiedy jednak słonina zaczęła bulgotać, a maleńkie skwaruszki zaczęły się błyszczeć, dodałam łopatkę. Ponownie wymieszałam i czekałam. Później doszła cebulka, kiełbasa i czosnek zmielony w prace, a także listki laurowe i ziele angielskie.
Cały czas mieszając, czekałam, aż mięso i kiełbasa apetycznie podsmażą się w tłuszczu, a kiedy smalec już ładnie zbrązowiał, dodałam pokrojone śliwki i doprawiłam solą i pieprzem. Gotowałam całość jeszcze ok. 10 minut, cały czas mieszając. Gorący smalec przełożyłam do miseczek i zostawiłam na całą noc w chłodzie, by stężał.
Nie mogę powiedzieć, że przepis na ten mielony smalec jest szybki, ale zdecydowanie byłby dłuższy, gdybym wszystko musiała drobno pokroić. Jednak przyznam, że wolę wolniej go gotować, żeby się nie przypalił, bo czyszczenie później żeliwnej gęsiarki to droga przez mękę. Przygotowanie mielonego smalcu zajęło mi ok. dwóch i pół godziny. Całą noc nie mogłam się doczekać śniadania. Oczywiście były kanapeczki ze świeżym smalcem, swojskim ogórkiem kiszonym i cebulką. Była wyżerka na sto dwa.
Smalcu wyszło mi dość sporo i mimo tego, że całą moja rodzina go uwielbia, wiedziałam, że trzeba coś z tym nadmiarem zrobić. Część zjedliśmy, trochę dałam teściowej, część po prostu włożyliśmy do lodówki na później, a reszta wylądowała w zamrażalniku. Swojski smalec w lodówce może być przechowywany nawet dwa tygodnie. Z kolei zamrożony smalec spokojnie wytrzyma w lodówce kilkanaście miesięcy. Po rozmrożeniu dalej jest tak samo pyszny.
Składniki: