Zbliża się Boże Narodzenie, a więc czas, kiedy znów na naszych stołach pojawi się sałatka jarzynowa. I chociaż Polacy robią ją nie tylko z tej okazji, to właśnie w Wigilię traktowana jest z największym szacunkiem, a jej przygotowanie jest niemal rytuałem. Nie inaczej jest w moim domu, ale nie zawsze tak było.
Jako dziecko nienawidziłam sałatki jarzynowej, nawet nie wiedząc, jak tak naprawdę smakuje. Nie mogłam nawet na nią spojrzeć, bo od razu miałam odruch wymiotny. Dlaczego? Przez jabłko. Nie wiem, czym jest to spowodowane, strasznie brzydzą mnie jabłka. Już sam wygląd i zapach mnie odrzucają, nie ma więc opcji, żebym zjadła cokolwiek, co zawiera ten owoc. Jako dziecko widziałam, jak mama jadła jabłko, a potem chciała mnie dotknąć. Uciekłam i rozpłakałam się. Nikt jednak nie pomyślał, żeby w drodze wyjątku nie dodawać jabłka do jarzynowej, żebym chociaż spróbowała, dlatego postanowiłam sama o siebie zadbać. Jako nastolatka sama robiłam jarzynową bez znienawidzonego składnika. Była pyszna, ale taka jakaś miękka. Wprawdzie chrupały ogórki kiszone, ale wciąż za mało. Postanowiłam więc dodać do jarzynowej coś, co bardzo lubię i co nada jej chrupkości.
W lodówce zawsze mam białą rzepę, uwielbiam ją na kanapkach i w innych sałatkach, więc postanowiłam kiedyś dodać ją do też jarzynowej. Nie mogłam uwierzyć w to, jak pyszna wyszła tym razem. Na Wigilię dwa lata temu zaniosłam taką sałatkę do teściów. Teściowa niechętnie przyznała, że smakuje wyśmienicie i od tamtej pory także dodaje rzepę do swojej sałatki. Zamiast jabłka oczywiście.
Składniki: