Wspomniana wyżej zupa to zupa naleśnikowa, czyli po niemiecku frittatensuppe. Pochodzi najprawdopodobniej ze Szwabii, ale popularność zyskała nie tylko w Niemczech, lecz także w Austrii, Szwajcarii, Włoszech i Francji. W menu restauracji można ją znaleźć albo pod taką nazwą, albo jako rindsuppe mit frittaten, czyli zupę wołową z naleśnikami. Bulion jest bardzo podobny do naszego rosołu, może być albo wołowo-warzywny albo całkowicie wegetariański. Hitem jest jednak nie sam płyn, a to, z czym zupa jest podawana. Są to bowiem pocięte w paseczki wytrawne naleśniki. Sprawiają, że frittatensuppe smakuje świetnie i bardzo dobrze syci.
Ja spróbowałam tej zupy po raz pierwszy podczas pobytu w austriackich Alpach i muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że aż tak będzie mi smakować. Z perspektywy czasu żałuję nawet, że nie zamówiłam drugiej porcji. Na szczęście zupę naleśnikową można bez problemu zrobić samemu w domu i jestem pewna, że wkrótce skorzystam z tej możliwości. Coś mi się wydaje, że rosołu nie podam już inaczej niż z kawałkami naleśników.
Składniki na naleśniki:
Składniki na zupę:
Sposób przygotowania:
Zaczynamy od usmażenia naleśników. W dużej misce miksujemy mąkę, mleko i sól. Gdy składniki się połączą i nie będzie już żadnych grudek, dodajemy jajka i znów miksujemy. Na patelnię wlewamy odrobinę oleju, rozgrzewamy i smażymy naleśniki standardowo, aż się zarumienią. Gdy ostygną, zwijamy je w ruloniki i cienko kroimy. Po rozwinięciu powstaną paseczki.
Bulion zagotowujemy. Jeżeli używamy marchewki (ja polecam), dodajemy ją do garnka z bulionem i gotujemy, aż zmięknie. Powinna być taka jak w rosole. Bulion doprawiamy wedle uznania i podajemy z pociętymi w paski naleśnikami oraz z posiekanym szczypiorkiem i opcjonalnie z natką pietruszki.