Marzena Nowicka: Święta Bożego Narodzenia to wydarzenie przede wszystkim rodzinne. Zatem nie koncentrujmy się na tym, aby uniknąć faux-pas, lecz by w jak najserdeczniejszej atmosferze spotkać się z bliskimi.
Są jednak takie kwestie, które trzeba w sposób jednoznaczny określić. Przynoszenie własnoręcznie przyrządzonego jedzenia jest nietaktem, jeśli zostajemy zaproszeni do osób, z którymi nie wiążą nas bliższe relacje. W rodzinie zaś, jeśli nie ma takiego zwyczaju i nie było to z góry ustalone, również takie zachowanie może być poczytane za zawoalowaną próbę poinformowania o braku wiary w umiejętności gospodarzy.
W tej kwestii potrzebne jest duże wyczucie, a jeszcze większe przywiązanie do tradycji i obowiązujących w danym środowisku zasad. Jeśli spotykają się tylko osoby wobec siebie bliskie i taki zwyczaj wśród nich obowiązuje, to jak najbardziej ten gest będzie odebrany pozytywnie. Może to też być swoista pomoc dla gospodarzy w trudach przygotowań. Jeśli zaś odwiedzamy osoby dalsze i wcześniej nie było to ustalone, to odradzam taki wkład w przyjęcie. Kluczem więc jest wcześniejsze ustalenie takiego "podziału pracy", a nie zaskakiwanie gospodarzy.
Podaruj bliskim to, co najlepsze! Sprawdź nasze propozycje na efektowne ozdabianie prezentów:
- W tej sytuacji sugerowałabym wyłącznie ograniczenie się do rodziny lub bardzo zaprzyjaźnionych osób. Jeśli spotykamy się z bliskimi, możemy wcześniej o to zapytać. Wierzę, że takie rozwiązanie daje wszystkim szansę na życzliwość i miły gest. Poza tym daje możliwość zrównoważenia pracy przy przygotowywaniu dań. Jedna osoba przyrządza przekąski, inna np. desery. Przestrzegam jednak przed takim pytaniem osoby dalsze. Mogłoby to być odebrane nie jako miły upominek i wsparcie, lecz lęk o menu i jakość potraw.
- Nie istnieje stopień urazy. Albo coś jest nietaktowne, albo jest uważane za miły gest.
Jeśli mamy przynieść nasze potrawy, bo tak jest to ustalone z gospodarzami, to najlepiej po pierwsze przynieść to, w przygotowaniu czego jesteśmy mistrzami i - po drugie - co będzie wybornie uzupełniać menu przyjęcia. Jeśli pieczemy świetne ciasta, to zasugerujmy, że chętnie zajmiemy się częścią deserową przyjęcia. Jeśli lepimy wspaniałe uszka, to pomóżmy gospodarzom w ten sposób.
Ze zrozumiałych względów pomoc dla gospodarzy, kiedy wszyscy goście przynoszą tylko i wyłącznie np. ciasta, nie jest pomocą, tylko kłopotem. Na gospodarzach spoczywa trud przygotowania całej wieczerzy i zarazem problem, jak podać wszystkie ciasta, a goście przecież mogą nie mieć już apatytu na kosztowanie wszystkich specjałów. W ten sposób możemy doprowadzić do urażenia tej osoby, której ciasto nie zostało skonsumowane.
Przygotowanie i ustalenie z góry, co który z gości przynosi (o ile oczywiście jest taka tradycja i zwyczaj), jest wymierną pomocą. A przede wszystkim gestem grzeczności, życzliwej przysługi i wsparcia.
- Przynoszenie jedzenia w obawie, że coś nam nie będzie smakować, jest bardzo dużym nietaktem. Można też powiedzieć, że wyrazem braku ogłady. Jeśli przyjmujemy czyjeś zaproszenie, to dlaczego mamy od razu zakładać, że gospodarz nie zdoła przygotować samych smakołyków? Naturą ludzką jest, że gości chcemy zawsze podjąć jak najlepiej, a o naszej polskiej gościnności krążą legendy.
- Bardzo dużą różnicą jest obawa przed tym, że dania na przyjęciu nie będą nam smakować, a rzeczywistym niezadowoleniem z otrzymanego posiłku. O ile nie wolno nam z góry zakładać, że dania będą niesmaczne i przynosić swój posiłek, o tyle nie mamy obowiązku zjadać tego, co nam nie smakuje.
Kulturalna osoba mową sztućców (złożenie równoległe) da sygnał, że już dziękuje za posiłek i nie będzie tego w żadnej mierze komentować. Kulturalny gospodarz uszanuje zaś taki przekaz i nie będzie dopytywać, dlaczego posiłek nie został zjedzony.
Nasza narodowa przywara nakłaniania gości do jedzenia i dokładki, jakkolwiek ma podłoże gościnności, ale z dobrymi obyczajami nie ma wiele wspólnego. Szanując innych i ich wybory, szanujemy też sami siebie. Gość, który pozostawia danie na talerzu, powinien mieć możliwość oddania posiłku bez zbędnych komentarzy.
Zasada ta jednak jest trochę inna, gdy korzystamy z bufetu. Co prawda nadal nie musimy zmuszać się do jedzenia czegoś, co nam zwyczajnie nie smakuje, lecz nakładając sobie sami potrawy, powinniśmy nałożyć taką ich ilość, aby zjeść wszystko do końca. Na talerzu zostawiamy to, co po prostu nam nie odpowiada, ale pozostawiamy to bez jakiegokolwiek komentarza.
I nigdy pod żadnym pozorem nie informujemy współbiesiadników, że np. nie jemy dań z kapusty, bo mamy po niej niestrawności. Sprawy intymne pozostawiamy zawsze tylko dla siebie.
Czy wolno doprawiać jedzenie, które ktoś podaje nam w swoim domu? Czy może grzeczniej jest zjeść je tak, jak zostało podane? Co, jeśli na stole stoją sól i pieprz?
- Pamiętajmy, że zasady dobrego wychowania nie są przeciwko nam. Oczywiście gospodarze starają się jak najlepiej przygotować potrawy, ale przecież każdy z nas ma inny smak. Dla jednej osoby danie uznane za łagodne może być zbyt intensywnie przyrządzone.
Zatem możemy doprawić danie wg naszego smaku, szczególnie gdy na stole znajdują się przyprawy. Nie musimy “męczyć się” i przełykać nieodpowiadającego nam posiłku w imię źle pojętej grzeczności. Szkodzenie samemu sobie wcale nie jest grzeczne.
Natomiast bardzo dużym nietaktem jest doprawianie dań przed ich spróbowaniem. Niestety wiele osób ma brzydki zwyczaj np. rozpoczynania posiłku od posolenia go bądź oprószenia całego dania sowicie pieprzem.
Może wynika to ze zwyczaju restauracyjnego, gdy kelner podchodzi z pytaniem, czy dodać do potrawy świeżo zmielonego pieprzu? Ale to pytanie, będące pewną procedurą, też nie powinno być zadane przez kelnera przed rozpoczęciem posiłku.
Doprawiajmy dania tylko wtedy, gdy po skosztowaniu oceniamy, że wolelibyśmy trochę więcej soli, pieprzu czy innych przypraw. Nigdy przed rozpoczęciem posiłku, bo to właśnie jest faux-pas.
***