Produkcja warzyw lepsza dla środowiska? Jest jeden haczyk

W dobie zwiększania świadomości, co do wpływu człowieka na planetę i cierpienia zwierząt, coraz więcej z nas przechodzi na całkowity lub chociaż częściowy wegetarianizm. Naukowcy prześcigają się w badaniach, które ujawniają, ile CO2 powstaje w procesie przetwarzania i produkcji artykułów spożywczych. Niektóre dane mogą być zaskakujące.

Okazuje się, że w trakcie produkcji mięsa do atmosfery przedostaje się znacznie więcej dwutlenku węgla, niż w przypadku produkcji chociażby warzyw. Wg danych World Economic Forum, cytowanych w artykule na portalu Business Insider, wyprodukowanie jednego kilograma wołowiny odpowiada aż 27 kilometrom przejechanym samochodem. Lepszym wyborem wydają się wieprzowina i drób, których kilogram to odpowiednio około siedmiu i około dwóch kilometrów przejechanych samochodem.  Dla porównania wyprodukowanie kilograma ziemniaków czy jabłek to zaledwie 0,5 kilometra jazdy samochodem.

Rośliny lepsze od mięsa? W przypadku dwutlenku węgla to nie do końca prawda

Przeciwnicy diety mięsnej na pewno dodadzą też, że przecież zwierzęta musimy też karmić, a jedzą one rośliny, których produkcja "dokłada" dwutlenek węgla do tego, który i tak powstaje podczas hodowli i uboju zwierząt. Tamar Haspel, na łamach portalu The Washington Post zwraca jednak uwagę, że to wcale nie takie proste, jak się początkowo wydaje.

Autorka zwraca bowiem uwagę na fakt, że jeśli przestaniemy jeść wołowinę, będziemy musieli przecież jeść coś w zamian. Brokuły? W porządku. Ich produkcja generuje rzeczywiście istotnie mniej dwutlenku węgla niż produkcja wołowiny. Zapominamy jednak o tym, że kilogram mięsa kalorycznie nie odpowiada kilogramowi brokułów. Autorka The Washington Post wylicza, że aby dostarczyć sobie tyle kalorii, ile zapewnia kilogram wołowiny, trzeba zjeść mniej więcej 6,7 kilograma brokułów.

Myk na starą koszulkę. Daj jej drugie życie i stwórz oryginalną torbę!

Zobacz wideo

Najlepsza dieta dla planety? Wytyczne od ekspertów są jasne

Na początku 2019 roku uznane na świecie czasopismo naukowe "The Lancet" opublikowało raport, przygotowany we współpracy z EAT, niezależną organizacją non-profit z siedzibą w Oslo "poświęconą przekształcaniu naszego globalnego systemu żywnościowego poprzez naukę". Raport EAT-Lancet odbił się szerokim echem w wielu mediach. Opracowany został przez 37 wiodących badaczy z całego świata, którzy próbowali znaleźć odpowiedź na pytanie: Czy da się zapewnić zdrową dietę dziesięciomiliardowej populacji świata, biorąc pod uwagę istniejące ograniczenia?

Według twórców raportu ludzie na całym świecie jedzą zbyt wiele produktów pochodzenia zwierzęcego, nie dostarczając sobie jednocześnie odpowiedniej ilości owoców, warzyw (w tym zwłaszcza strączków), a także produktów pełnoziarnistych. Rekomendacje ekspertów różnią się oczywiście w zależności od regionu, ponieważ codzienna dieta mieszkańców zamożnych regionów Ameryki Północnej różni się znacznie - chociażby od diety mieszkańców biedniejszych krajów Afryki.

Raport nie jest pozbawiony wad - zarzuca się mu choćby to, że wprowadzenie tak daleko posuniętych zmian wiązałoby się z kosztami, których miliardy ludzi nie mogłyby ponieść. Jest jednak istotnym krokiem w stronę rozważań na temat tego, jak powinniśmy jeść, by jednocześnie zachować zdrowie i dbać o naszą planetę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.