Awokado to ślad węglowy, litry zmarnowanej wody, zatargi z mafią. Ale nie chodzi o to, by całkiem z niego zrezygnować

Wiele osób chce żyć bardziej ekologicznie, jednak liczba rzeczy, o których trzeba stale myśleć, może przerażać. Zmiana diety, sposobu kupowania, miejsc, w których zaopatrujemy się w jedzenie - to tylko czubek góry lodowej. Uspokajam: nie trzeba od razu robić rewolucji. Jak zacząć? Rozmawiałam o tym z Pauliną Górską.

Paulina Górska - promotorka ekologicznego stylu życia, ekoaktywistka, pasjonatka CSR. Prowadzi w mediach społecznościowych popularny profil eko.paulinagorska, obserwowany przez kilkadziesiąt tysięcy osób. Prelegentka na konferencjach dotyczących zrównoważonego stylu życia. Prowadzi prezentacje w temacie ekologicznej transformacji życia oraz w obszarze świadomości problemów ekologicznych na świecie dla przedsiębiorstw, samorządów, instytucji. Została nagrodzona Elle Style Awards 2020 za promowanie zrównoważonej mody. W przeszłości zawodowo zarządzała produktami internetowymi w spółkach mediowych. Na co dzień mama Apolonii i Gai. Praktykuje ekologiczny styl życia we własnej rodzinie. Socjolożka, absolwentka UMK w Toruniu oraz podyplomowych studiów zrównoważonego rozwoju na ALK w Warszawie.

Paulina Górska - promotorka ekologicznego stylu życia, ekoaktywistka, pasjonatka CSR.Paulina Górska - promotorka ekologicznego stylu życia, ekoaktywistka, pasjonatka CSR. fot. Katarzyna Gołąbska

Aga Kozak, Haps: Czy umiesz odpowiedzieć na pytanie, co to jest jedzenie ekologiczne?

Chętnie opowiem, jaka jest moja koncepcja ekologicznego jedzenia. Przede wszystkim to temat wielowymiarowy - od kwestii sezonowości po certyfikaty.

Paulina Górska: To więc znaczy dla ciebie, że jedzenie jest "ekologiczne"?

Pierwszym i najważniejszym dla mnie tematem w tej kwestii jest marnowanie żywności. Czy to jedzenie, które kupujemy, w ogóle zjadamy? Czyli najbardziej ekologiczne jedzenie to takie, które trafia do naszego brzucha, a nie do kosza. Statystyczny Polak marnuje rocznie prawie 250 kg żywności i pod tym względem jesteśmy na niechlubnym piątym miejscu w Unii Europejskiej, w której średnia wynosi 173 kg. Tak wynika z badań w ramach projektu PROM z 2020 roku (Programu Racjonalizacji i Ograniczenia Marnotrawstwa Żywności, w ramach którego badacze szacują, ile jedzenia marnuje się w naszym kraju w całym procesie produkcji "od pola do stołu" - przyp. red.).

W Polsce w każdej sekundzie do kosza trafia ponad 150 kg żywności. To są gigantyczne liczby! Chcesz więc żyć ekologicznie? Nie marnuj! A ograniczenie marnowania można zacząć od... przejrzenia własnych koszy na odpady. Zrób eksperyment, poobserwuj, co wyrzucasz, w jakich ilościach, wyciągnij z tego wnioski.

I jeśli widzę tam chleb...

...to pewnie znaczy, że powinnaś go kupować mniej. Zrób notatki i sprawdź, czy możesz lepiej pozarządzać kupioną żywnością. Można robić listy zakupowe lub specjalną półkę w lodówce z napisem "teraz mnie zjedz" z produktami, które mają bliską datę przydatności do spożycia.

Widziałam twój wpis a propos zamrażania jedzenia - byłam w szoku, że można zamrozić jajka na twardo!

 

Surowe też można - najlepiej osobno białka i żółtka. Ser żółty również! Orzechy, masło i wiele innych produktów, jak również gotowe posiłki, np. makaron z sosem. Po rozmrożeniu część produktów będzie mieć trochę inną konsystencję, ale nie traci swoich właściwości. Jeśli nie chcesz mrozić jedzenia i nie wiesz, co zrobić z nadwyżką, oddaj je do jadłodzielni, które działają w większych miastach Polski, ale i w mniejszych się zdarzają. Wtedy ktoś, kto jest w potrzebie, będzie mógł z naszej nadwyżki skorzystać.

Nie wymagaj też od siebie rewolucyjnej zmiany - ja mam takie doświadczenia, że dojście do punktu, w którym marnuję mniej, zajęło mi trochę czasu, który był potrzebny do zmiany nawyków. No i edukuj się - na polskim rynku są świetne książki Sylwii Majcher czy Jagny Niedzielskiej ze wskazówkami i przepisami, jak gotować z resztek. Te książki na pewno pomogą nauczyć się ograniczyć marnowanie.

Co jest drugie na twojej liście zatytułowanej "ekologiczne żywienie"?

Sezonowość. Mam wrażenie, że wiedza o sezonowych warzywach i owocach wcale nie jest powszechna. Co na przykład jest sezonowym jedzeniem w styczniu/lutym? Co z takich sezonowych warzyw można przyrządzić? W supermarketach mamy dostęp do warzyw i owoców z całego świata przez okrągły rok! To nas myli, ale i trochę rozleniwia. Na przykład styczeń i luty to czas na jarmuż, brukselkę, cykorię, kalarepę czy kapustę, a z owoców jabłka i gruszki. Narodowe Centrum Edukacji Żywieniowej w Polsce zaleca sezonową żywność, ponieważ jej wartość odżywcza jest wtedy najwyższa. A jeśli brakuje nam malin czy truskawek w zimę, to kupmy mrożonki albo pomyślmy o zamrożeniu ich w lecie.

Ale żywność to też opakowania.

Głównie nieekologiczny plastik. Tak. To, co jedzie z daleka, często jest opakowane na przykład w folię czy jest na styropianowej tacce, żeby się nie zgniotło. Więc kupując paprykę z Hiszpanii w styczniu, generujemy dodatkowe odpady.

A do tego te wielkie szklarnie...

Tak, są tak ogromne, że aż widoczne z kosmosu. Przeprowadzono co najmniej kilka śledztw dziennikarskich, które pokazują, że w oparach pestycydów, w temperaturze 45 stopni pracują tam również uchodźcy i imigranci, którzy nielegalnie przekroczyli granicę. Nie zawsze wynagradzani wystarczająco. Pracują na to, żeby pomidor miał idealny kształt i żeby trafił do nas w styczniu.

I nie zrozum mnie źle -  ja wcale nie uważam, że mamy sobie kompletnie odmawiać tej papryki, brokuła czy innych warzyw, bo nie rosną w Polsce w styczniu. Nie chcę też wpędzać nikogo w poczucie winy. Z drugiej strony ja też promuję roślinne jedzenie i ograniczanie mięsa. A po prostu nie da się ograniczyć wszystkiego w tym samym momencie. Ale warto mieć świadomość, edukować się w tym temacie i gdy czujemy się na siłach - po prostu dokonywać bardziej etycznych wyborów.

Zobacz wideo Tomato bread pudding - danie w duchu zero waste

Ta papryka z Hiszpanii - skoro już jesteśmy przy tym przykładzie - to też ślad węglowy.

Jest generowany przez to, że żywność nie wyrosła lokalnie. Lokalna żywność to ta, która jest uprawiana, przetworzona, wyprodukowana w naszej okolicy. Nie ma niestety jednej oficjalnej definicji, co to znaczy owa "okolica". W USA funkcjonuje pojęcie "100 mil" (czyli ok. 160 km). Więc żywność wytworzona w odległości maksymalnie 160 km może być uznana za "lokalną".

Co pomaga nam kupować lokalnie? Na przykład kooperatywy spożywcze. Współpracują z rolnikami, którzy hodują lokalnie warzywa i owoce. Dzięki kooperatywie nie tylko taniej kupimy zdrowe, często organiczne jedzenie, ale mamy też szansę poznać osoby, które produkują nasze jedzenie. A to bardzo zmienia punkt widzenia i jest szansą na dużą dawkę ciekawej wiedzy. W końcu jest nawet takie powiedzenie "jesteś tym, co jesz".

Ale mieszkańcy mniejszego miasteczka też mogą znaleźć sobie "swojego" rolnika, na przykład na targu czy bazarku. Jest szansa, że on/ona też hodują ekologicznie i można im zaufać. 

Jasne! Mamy coraz więcej lokalnych inicjatyw, które łączą rolników z okolicy z konsumentami - organizowane są targi, bazary ze zdrową, lokalną żywnością. Można też takich osób szukać na własną rękę, tylko że to zajmuje czas, którego wszyscy ostatnio mamy tak mało.

Gdy myślę o takiej żywności prosto z pola, to pojawia się temat akceptowania niedoskonałości. Opisałaś niedawno historię rolnika z województwa łódzkiego, który wyhodował buraki w kształcie znaku zapytania i których nikt nie chciał kupić, aż w końcu znalazła się sieć sklepów, która je kupiła.

Tak - to jest bardzo pozytywny przykład! Ale supermarkety często odmawiają przyjmowania "niewymiarowej" żywności, dlatego że my - konsumenci - oczekujemy, że nasza żywność ma być idealna. Więc to również i my tworzymy popyt na idealnie proste i czyste marchewki.

Zrobiłaś inny wpis, który mnie zmroził. Jedno awokado to ponad 200 kg wody wykorzystanej do hodowli.

A do tego szereg innych niesprzyjających okoliczności: są sprowadzane z daleka, więc ślad węglowy. Pod ich uprawę potrzebujemy coraz to większych połaci ziemi. I jeszcze temat uwikłanej w produkcję awokado mafii.

I znowu - nie chodzi o to, abyśmy nigdy już nie zjedli awokado. Chodzi o świadomość i - jeśli czujemy się na siłach - ograniczanie. Jeśli je tak kochamy, to może kupić te, które są hodowane w Europie? Jestem zdania, że nasze decyzje zakupowe to głosowanie za jakimś konkretnym światem, w którym chcielibyśmy funkcjonować i dawanie sygnału producentom, jakiej postawy od nich oczekujemy.

A co oznacza znak fair trade na produktach?

Fair trade to bardzo ważny element produkcji wielu produktów - kakao, czekolady czy kawy. To jeden z systemów certyfikacji sprawiedliwego handlu, który dąży do poprawy sytuacji drobnych rolników. Lepiej ich wynagradza, dzięki czemu pozwala im normalnie funkcjonować, wyedukować i wyżywić swoją rodzinę. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób przeszkodą w kupowaniu produktów ze znaczkiem fair trade, będzie ich cena. Są droższe. Ale już wiemy, z czego ta wyższa cena wynika. Warto kupować przynajmniej parę takich produktów, jeśli nas na to stać, na przykład właśnie kawę czy kakao. Naszym portfelem głosujemy za lepszym światem.

To wejdźmy na grząski teren. Uprawy ekologiczne - co to jest?

Grząski dlatego, że ludzie nie wierzą w uprawy ekologiczne. Wierzą za to w mity: że się certyfikaty kupuje, że rolnicy produkują konwencjonalnie i naciągają konsumentów, twierdząc, że to uprawa ekologiczna...

...że i tak zawieje pestycydem od sąsiada, więc nie warto hodować...

Wierzę w certyfikację i to nie tylko jeśli chodzi o żywność, lecz także na przykład kosmetyki czy zrównoważoną modę. Niestety, i w tym wypadku certyfikat oznacza wyższą cenę, bo po prostu taka produkcja i uprawa ekologiczna jest o wiele droższa niż konwencjonalna.

Czym jest w wielkim skrócie uprawa ekologiczna? Ten proces jest kontrolowany, stosuje się płodozmian, zwierzęta hoduje się bez użycia antybiotyków, żywi się je biokarmą, dba się o ich dobrostan, podstawą nawożenia są nawozy organiczne, kompost, obornik. Ja kupuję ekologiczne kasze, część warzyw - jeśli mam do nich dostęp w danym momencie. Bo trudnością przy zakupie ekoproduktów bywa nie tylko zasobność portfela, lecz także dostępność. Ja na przykład w okolicy nie mam łatwego dostępu do ekologicznej żywności. Więc kalkuluję - kupuję rzadziej, ale większe ilości. Tutaj też na ratunek przychodzą nam kooperatywy spożywcze.

Tym się zajmuje klimatarianizm i klimatarianie. Kalkulują, co mniej szkodzi planecie.

Myślę, że naprawdę mało kto jest w stanie jeść w 100 proc. żywność ekologiczną. Bo trzeba brać pod uwagę i swój czas, i zasobność portfela.

Kolejna rzecz na mojej liście "ekologiczności" to jedzenie roślinne. Zachęcam do ograniczania mięsa, bo w Polsce jemy je naprawdę w dużych ilościach. Według Instytutu Ekonomiki, Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej - Państwowego Instytutu Badawczego przeciętny Polak zjada rocznie ok. 40,5 kg wieprzowiny, 30 kg drobiu i 2,2 kg wołowiny. A wszyscy już wiemy, że po pierwsze produkcja przemysłowa mięsa nie jest dobra dla środowiska, utrwala system oparty na eksploatacji zwierząt, a jedzenie dużych ilości mięsa nie jest dobre dla naszego zdrowia. WHO alarmuje, że spożywanie czerwonego i przetworzonego mięsa może powodować raka jelita grubego, a eksperci zalecają, by dziennie nie jeść go więcej niż 200 gramów. Te ilości, jak widać, znacznie odbiegają od średniej spożycia mięsa na Polaka.

Ale ty nie namawiasz od razu do przechodzenia na weganizm.

Nie, warto zacząć od jednego posiłku mięsnego dziennie mniej, a potem może skusicie się na jeden dzień wege w tygodniu? Na ograniczanie mięsa jest nawet nazwa - fleksitarianizm. Dla wielu to rozwiązanie na początek najlepsze, potwierdzają to też badania -  43 proc. Polaków je mniej lub w ogóle nie je mięsa - wynika z raportu agencji IQS.

 

Ograniczanie mięsa to proces -  mówię to ja, ta, która kiedyś na śniadanie jadła kanapki z wędliną, na obiad musiało być coś mięsnego i na kolację też była jakaś wędlina. Teraz cały styczeń jadłam wegańsko, byłam na wyzwaniu #veganuary. Ale do tego punktu doszłam małymi krokami. Oczywiście znam też osoby, które z dnia na dzień przeszły na dietę wegetariańską czy wegańską i to też jest okej.

Łatwo jest jeść ekologicznie i zdrowo? Czy nie?

Jeśli chcemy uwzględnić wszystkie te rzeczy, które wymieniłam, naraz - to nie. Kiedyś się na tym złapałam, że chcąc kupować głównie żywność ekologiczną, jechałam 15 km na bazarek. To wymagało naginania się - mnóstwa mojego czasu i jazdy samochodem. Wydaje mi się też, że jest to łatwiejsze w dużym mieście, niż w małej miejscowości. W większych miastach jest większy wybór i do żywności ekologicznej łatwiejszy dostęp.

Na szczęście mnóstwo roślinnych opcji i zamienniki mięsa pojawiają się coraz szerzej w dużych sieciach supermarketów, które obserwują bacznie popyt ze strony konsumentów. Krok po kroku nabywamy wiedzę i edukujemy się w temacie ekologii - ograniczamy plastik, uczymy się pić wodę z kranu, gotujemy w domu. Pandemia zmienia nasze nawyki żywieniowe. Analiza "Nawyków żywieniowych Polaków w czasie izolacji społecznej podczas epidemii koronawirusa 2020" pokazuje, że Polacy podczas pandemii jedzą zdrowiej, chętniej sięgają po warzywa i ograniczają mięso. Nasze wybory konsumenckie zmieniają naprawdę dużo. Na pewno trudno się robi rewolucję z dnia na dzień, dlatego zachęcam do małych kroków!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.