Ona nie je mięsa. On "oprócz zupy, nie zje nic, co jest wegańskie". To się da pogodzić? Przekonajmy się

Pierwsze, co przychodzi na myśl na temat związków, w których jedna osoba jest mięsożercą, a druga wege? "Jak oni to robią?". Potem kolejne pytania: To się da pogodzić? Jak to wygląda w praktyce? Otóż okazuje się, że da się i to wcale nie jest takie trudne.

Mięso i wege pod jednym dachem? Da się zrobić

Wegetarianizm, weganizm, laktowegetarianizm, fleksitarianizm, owowegetarianizm i masa innych "izmów". Rodzajów tej diety jest naprawdę sporo. Każdy z nich zakłada rezygnację z jedzenia mięsa, a poszczególne także z innych składników. Dla uproszczenia, a także dlatego, że moimi rozmówcami były osoby o różnych dietach, będę używać słowa "wege".

Na dietę wege przechodzi się najczęściej z powodów etycznych, ekologicznych lub zdrowotnych. Wyobrażam sobie, że szczególnie ta pierwsza kwestia może powodować pewne niesnaski, jeśli mowa o relacjach z mięsożercami. Jednak takie pary istnieją. Mało tego - nawet się dogadują. Jak?

- Między nami były na początku nieporozumienia. Głównie dlatego, że ja bardzo lubiłam smak mięsa, a rzuciłam je tylko ze względów etycznych i ekologicznych - mówi Paulina, od kilku lat wegetarianka, której partner jest "wszystkożerny". - Natomiast na przykład obiady gotujemy zawsze bezmięsne. Czasami mąż przygotowuje sobie do tego jakieś mięso. 

Podobny system funkcjonuje u Pawła. - Sylwia uwielbia gotować, więc większość posiłków (wegańskich) przygotowuje ona. Mnie zdarza się dorzucić do swojej porcji rybę albo mięso - mówi. Oboje na początku związku jedli wszystko, z czasem Sylwia przeszła na wegetarianizm, a potem na weganizm, z kolei Paweł kiedyś jadał sporo mięsa, teraz opisuje siebie jako fleksitarianin (czyli je mięso okazjonalnie).

Jeśli nie mamy pomysłu na jedzenie, razem próbujemy wymyślić coś wege. Ewentualnie "doprawiam" na koniec swoją porcję

- dodaje.

Także Eliza nie narzeka na brak zrozumienia ze strony mięsożernego partnera. Sama jest weganką - nie je mięsa ani produktów odzwierzęcych z wyjątkiem jajek wiejskich z rodzinnej miejscowości. - Mój chłopak od początku szanował moją decyzję. W dodatku bardzo lubi gotować, więc dzięki mnie mógł poznawać nowe potrawy i smaki.

Nieporozumienia jednak się zdarzają, nawet jeśli para ma wypracowany układ. Mówi o tym Paula, która jest laktowegetarianką (nie je mięsa ani jajek) od podstawówki. Jej partner z kolei "oprócz zupy, nie zje nic, co jest wegańskie". - Mamy taki system, że każdy je to, co mu odpowiada i raczej staramy się nie wtrącać. Ale bywa, że gdy wychodzimy do znajomych partner potrafi skomentować, że każdy specjalnie dla mnie coś szykuje (choć ja tego nie oczekuję!). Albo rzucić coś w stylu "szkoda, że nie usmażysz mi schabowego". Ja z kolei nie lubię, gdy on przygotowuje kiełbasę albo kurczaka, bo mnie to obrzydza. Czasem coś pogadam na ten temat, ale raczej staramy się nie zaglądać sobie do talerza - przyznaje. Dodaje, że problemy pojawiają się najczęściej na innym polu:

Większy problem jest z zamawianiem jedzenia na wynos. Na szczęście teraz coraz więcej knajp oferuje potrawy mięsne i chociaż wegetariańskie. O zamówieniach ze stricte wegańskich miejsc mogę zapomnieć, bo facet nie ma tam po prostu co wybrać. Za to ja z nim nigdy nie pójdę do jakiejś restauracji z polskim jedzeniem, w której serwują samo mięso, kiełbasy i inne boczki.

Osobne zakupy, półki w lodówce, deski do krojenia

A jak to wszystko wygląda w praktyce? Czy trzeba wypracować jakiś system, a może da się tak bez żadnych ustaleń?

- Zakupy robimy jedne - w koszyku lądują i warzywa, i mięso. Sylwia nie ma z tym problemu. W lodówce już mamy podział: półka wege, półka mięsna i półka warzywno-owocowa - mówi Paweł. U Pauli jest podobnie: - Każdy wrzuca do koszyka to, co chce. Partner czasem nawet pokazuje mi jakieś wege nowości, co jest bardzo miłe. W lodówce mamy osobne szuflady: po pierwsze jest porządek, a po drugie nie przechodzą zapachy. Mamy osobne deski do krojenia, chociaż nic się nie stanie, jeśli facet użyje mojej - po prostu proszę, żeby dokładnie ją umył. Tak samo garnki. Odkąd mamy zmywarkę, nie widzę problemu, żeby używać tych samych naczyń.

Zobacz wideo Wege kontra mięso: podpłomyk z grzybami i stek wołowy

- Ja nie kupuję mięsa, za to mąż kupuje mi wege odpowiedniki - mówi z kolei Paulina. - Zakupy zazwyczaj robimy razem. Mięsa w domu raczej nie trzymamy, choć zdarza się, że na jednej półce w lodówce coś leży. Ale zwykle partner kupuje sobie coś na bieżąco. Dość często zamawiamy jakieś żarcie, ja wtedy biorę opcje wege, a on dla siebie mięsną.

Nie mamy żadnego systemu, wszystko wychodzi naturalnie

- mówi Eliza, która wraz z partnerem podeszła do tematu jeszcze bardziej na luzie. - Zakupy robimy razem. Mój chłopak po spróbowaniu wegańskiego jedzenia często je to, co ja. Odkąd razem mieszkamy to praktycznie większość naszych zakupów jest roślinna. Nie mam problemu z tym, że w lodowce mam rybę albo parówki czy serek wiejski.

Co ludzie powiedzą? A co mają mówić?

Takie systemy nie wydają się mocno obciążające czy ograniczające swobodę. Dogadać się ewidentnie można, tylko - no właśnie - trzeba się dogadać. Mnie jednak ciekawi jeszcze jedna kwestia: Co na to inni? Czy rodzina i znajomi rozumieją taki hybrydowy styl życia? Czy zdarzają się jakieś negatywne komentarze? Tu też bywa różnie.

Ludzie nie rozumieją żadnej ze stron - żali się Paulina. - Mięsożercy nie wyobrażają sobie posiłku bez mięsa, a skrajni weganie dziwią się, że jestem w stanie żyć z mięsem pod dachem.

Inaczej to wygląda u Elizy: - Raczej nie spotykam się z negatywnymi komentarzami. Częściej mnie ktoś pyta o to, jak mój chłopak ze mną wytrzymuje albo co ze mną je, niż o to, czy mam problem z obecnością mięsa w lodówce.

Paweł i Sylwia też nie narzekają na brak zrozumienia. Wręcz przeciwnie: - Nie wiem, czy można nazwać to negatywnymi komentarzami, może bardziej ciekawskimi ze strony rodziny Sylwii. Z początku i oni byli w stu procentach mięsożerni - dlatego było to dla nich mocnym zdziwieniem. Ale, co ciekawe, mama Sylwii uczy się gotować wegańsko.

Podobne doświadczenia ma Paula i jej partner. - Ludzie zazwyczaj są ciekawi, pytają jak to wygląda, jak się dzielimy. Z negatywnymi komentarzami się nie spotkałam - mówi i dodaje: - Oboje jesteśmy dorośli i oboje mamy ręce - każdy może sobie coś przygotować. To też mówię partnerowi i mojej mamie, gdy pyta, co zrobiłam na obiad.

*

Na myśl przychodzi zatem jeden wniosek: to się da zrobić. Wystarczy wykazać trochę dobrej woli i zrozumienia, no i przede wszystkim, zwyczajnie, po ludzku się dogadać. A wy, żyjecie w takich związkach? Jak to wygląda u was? Podzielcie się w komentarzach.

Więcej o:
Copyright © Agora SA