Prognozowany wzrost cen jest wynikiem epidemii ptasiej grypy. Od początku roku do 19 kwietnia odnotowano aż 202 ogniska choroby w Polsce, przez co konieczne było wybicie 6,2 mln sztuk drobiu. Ubój został ograniczony o 40 proc. w stosunku do wyników z zeszłego roku. Eksperci oceniają, że epidemię uda się już niebawem opanować, ale konsumenci i tak odczują straty w branży - kwotami na paragonach.
Na ten moment wzrosły ceny drobiu w hurcie i na eksport. Specjaliści prognozują, że już niedługo zapłacimy więcej także w sklepach.
Dariusz Goszczyński, dyrektor generalny Krajowej Rady Drobiarstwa – Izby Gospodarczej, tłumaczy w rozmowie z portalem "Business Insider", że rosną ceny za tuszki kurczaków, a ubojnie ograniczają czas pracy (liczbę dni ubojowych). Do tego wiele ferm jest wyłączonych z produkcji ze względu na nakaz weterynaryjny, a liczne stada reprodukcyjne zostały zlikwidowane i brakuje kurcząt. Podaż żywego drobiu (a zwłaszcza indyków) będzie bardzo ograniczona, a to nie może się nie odbić na cenach. Jak podaje Goszczyński, w hurcie i na eksport, cena żywca wzrosła z 3,5 zł do 4,15 zł, a kolejne podwyżki są nieuniknione.
Katarzyna Gawrońska, dyrektorka Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz, prognozuje, że za około 4-6 miesięcy spadnie podaż jajek. Jak na razie do lipca jajka powinny tanieć. W późniejszym czasie jednak może dojść do wzrostu cen, ze względu na likwidację tak wielu kur i przestojów na niektórych fermach.