Sytuacja miała miejsce w sylwestrową noc. Tomasz B., Paweł Z. i Dariusz K. mieli razem świętować powitanie Nowego Roku w mieszkaniu jednego z nich. Jednak nie wszyscy dotrwali do rana. Rodzina zaniepokojona brakiem kontaktu z Dariuszem K. wynajęła detektywa, który miał ustalić, co stało się z mężczyzną. Odkryto, że ten najprawdopodobniej nie żyje.
Sprawę przejął Wydział Terroru Kryminalnego i Zabójstw Komendy Stołecznej Policji. Śledztwo doprowadziło funkcjonariuszy do Tomasza B. i Pawła Z., kolegów zaginionego. W wyniku przesłuchań udało się ustalić, że podczas świętowania doszło do sprzeczki między pierwszym z mężczyzn a Dariuszem K. Ofiara poniosła śmierć w wyniku ostrych ran kłutych. Napastnik celował nożem w twarz i klatkę piersiową. Rany zlokalizowano także na dłoniach, co sugeruje, że mężczyzna próbował się bronić. Miał także liczne złamania żeber, łopatki i kości biodrowej oraz uszkodzone organy wewnętrzne, m.in. wątrobę i płuca. Cios w szyję okazał się śmiertelny.
W mieszkaniu był także Paweł Z., który był jego właścicielem. Podczas całego zajścia spał. Gdy się obudził, postanowił pomóc koledze w ukryciu zwłok. Zawinęli je w dywan i folię malarską, po czym przetransportowali kupionym do tego celu samochodem do lasu. Auto uszkodzili i oddali na złom, jednak kupujący naprawił usterkę i próbował go sprzedać. Pojazd trafił w ręce Prokuratury.
Tomasz B. przyznał się do winy, próbował także bronić Pawła Z. jednak bezskutecznie. Obaj mężczyźni staną przed sądem.
Prokurator oskarżył Tomasza B. o dokonanie zabójstwa w zamiarze bezpośrednim, w warunkach powrotu do przestępstwa, ponieważ oskarżony był karany sądownie za umyślne przestępstwo podobne i odbywał karę pozbawienia wolności
- mówiła Aleksandra Skrzyniarz z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, cytowana na portalu O2.
Pawłowi Z. prokurator zarzucił pomocnictwo w zacieraniu śladów przestępstwa i w ukryciu zwłok oraz niepowiadomienie organów ścigania o zbrodni zabójstwa. W chwili skierowania aktu oskarżenia do sądu wobec obu mężczyzn stosowany był środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania.
Tomasz B. nie jest już pracownikiem "U Fukiera". Jednak właściciele restauracji z pewnością będą zmagać się z negatywnymi skutkami skandalu.