"To zdecydowanie jedna z moich ulubionych scen w tym filmie", "Moja babcia obejrzała ten film, nie wiedząc, że to były tosty francuskie. Gdy wróciła do domu, postanowiła je przyrządzić, ale zamiast tostami francuskimi nazwała je tostami Kramera. Teraz wszyscy w naszej rodzinie tak mówią". To tylko dwa z ponad 100 komentarzy, które znalazły się pod filmem ze słynną sceną na Youtubie.
Przypomnijmy: Ted Kramer (w tej roli świetny Dustin Hoffman) w pośpiechu przygotowuje śniadanie dla swojego syna. Wbija do kubka jajka i odrzuca skorupki na blat, nie przejmując się bałaganem. Chłopiec zwraca mu uwagę, że w środku znalazły się kawałki skorupek, ale ojciec, niczym niezrażony, zamiast zaprzątać sobie głowę poszukiwaniem łyżeczki do wyłowienia niechcianego dodatku, po prostu zanurza palce w rozbitym jajku.
To jednak zaledwie początek walki z tostami. Ted Kramer napotyka na swojej drodze kolejne przeciwności: okazuje się bowiem, że standardowa kromka chleba nijak nie chce się zmieścić do kubka. Chwila zawahania się, ale ojciec szybko znajduje rozwiązanie: składa kromkę na pół i voila! Gdy już, już ma zanurzyć chleb w rozbełtanym jajku, chłopiec przytomnie zauważa, że tata zapomniał o mleku. Dolewa je więc do kubka, a następnie zamacza złożoną na pół kromkę, rozlewając przy tym część przygotowanej mieszanki na blat. Wrzuca tosty na patelnię, rozlane surowe jajko i mleko zbiera z powrotem do kubka, a potem całą zawartość naczynia wylewa na skwierczące kromki.
Czy jest to najbardziej bałaganiarski sposób przyrządzania tostów francuskich? Być może. Ale prawdopodobnie również najbardziej kultowy (kto po obejrzeniu "Sprawy Kramerów" nie zapragnął odtworzyć w kuchni tego unikalnego sposobu, niech pierwszy rzuci jajkiem). I przecież nie o to w tym chodzi, żeby było wykwintnie i estetycznie. Choć w ostatecznym rozrachunku tosty spłonęły, wspólne przyrządzanie śniadania stało się dla ojca i syna rytuałem, który dla każdego z nich miał ogromne znaczenie. Poza tym doskonale sprawdza się tu powiedzenie, że trening czyni mistrza — w kolejnej śniadaniowej scenie Ted Kramer radzi sobie już zdecydowanie lepiej.
Jednak nie tylko tosty francuskie à la Ted Kramer zaskarbiły sobie sympatię widzów z całego świata. W wielu filmach, w których jedzenie wcale nie zostało obsadzone w rolach głównych, to właśnie te kulinarne sceny wspominane są później latami. Wybierzmy się razem w sentymentalną, kulinarną podróż.
Choć wrzucanie żywych homarów do wrzątku uważam za barbarzyństwo, nie mogę się nie zgodzić, że scena wyłapywania tych zwierząt rozpierzchniętych po całej kuchni w filmie "Annie Hall" Woody'ego Allena nie należy do tych, które zapadają w pamięć.
I znów mamy chaos, lekką panikę i pytanie, co robić, bo homary wydostały się z torby i rozlazły po podłodze, a dwójka głównych bohaterów zdecydowanie nie radzi sobie z tą sytuacją. "Może powinniśmy zadzwonić po policję?" — zastanawia się Alvy Singer grany przez Woody'ego Allena. Chemia między tą dwójką w przywoływanej scenie jest doskonała: jest komizm, szczypta strachu, ale też sporo szczerej radości. W rezultacie mamy więc mieszkankę, która sprawia, że relacja, którą oglądamy na ekranie, staje się niezwykle autentyczna. "Oni nie grają, oni zachowują się, jakby byli parą w prawdziwym życiu" — brzmi pierwszy komentarz pod filmem na YouTubie, a my podpisujemy się pod nim obiema rękami.
Czy tę scenę można już nazywać kultową? Nie wiem, bo trudno mi określić moment, w którym coś zaczyna być kultowe, zwłaszcza że od pewnego czasu to słowo jest zdecydowanie nadużywane. Mnie jednak ta scena mocno zapadła w pamięć. Już w trakcie oglądania filmu przykuła moją uwagę na tyle, że postanowiłam nie czekać do końca, tylko od razu go zatrzymać i wpisać w Google (bez większych nadziei na odnalezienie) hasło "noodle dish from Parasite". Ku mojej radości okazało się, że internet jest już pełen wyjaśnień, czym jest filmowe Jjapaguri (znane też jako Ram-Don) i jak należy je przyrządzić.
Jjapaguri to kombinacja dwóch makaronów instant — chapagetti i neoguri — z dodatkiem wołowiny. W filmie danie pojawia się, gdy wracająca z wycieczki rodzina Parków dzwoni do swojej służącej, aby ta przygotowała to danie dla ich syna. Kobieta nie ma pojęcia, czym jest Jjapaguri, przygotowuje je jednak w panice, ogarniając w międzyczasie pobojowisko w kuchni. Scena szykowania potrawy jest częścią innych dramatycznych wydarzeń, które dzieją się w pozostałych częściach domu Parków. A wszystko to okraszone dodatkowo podbijającą nastrój muzyką.
Co istotne, scena z Jjapaguri nie jest tylko nic niewnoszącym zapychaczem fabularnym. Poprzez to danie reżyser "Parasite" chciał ukazać panujące nierówności społeczne. Choć jednym z ulubionych dań syna bogaczy jest zwykła mieszkanka makaronów błyskawicznych, to zostaje ona wzbogacona wysokiej jakości koreańską wołowiną, na którą nie każdy może sobie pozwolić. Więc nawet jeśli bogaci państwo Park z pozoru lubią jeść to samo, co "zwykli" ludzie, to dodają do potrawy coś, co sprawia, że staje się daniem premium.
"Nigdy nie zdarzyło mi się, żeby krojąc czosnek, nie myśleć o tej scenie" — pisze jeden z komentujących pod fragmentem filmu "Chłopcy z ferajny", w którym pokazane jest przygotowywanie obiadu w więzieniu. I nic dziwnego, bo patrzenie na mistrzowską precyzję, z jaką Paulie żyletką kroi czosnek na cieniutkie plasterki, może wywoływać dreszcz ekscytacji.
Do tego czerwone i białe wino, prosciutto, salami, sery, świeży chleb i sos pomidorowy (zawsze ze zbyt dużą ilością cebuli) z różnymi rodzajami mięsa. "W więzieniu obiad zawsze był wielkim wydarzeniem" - słyszymy. I zastanawiamy się, czy aby na pewno przyglądamy się przygotowywaniu posiłku za kratami...?
Tak, wiemy, z czego dr Hannibal Lecter przygotowywał potrawy, które potem serwował swoim gościom. Gdzieś tam jednak z tyłu głowy kołacze nam się myśl, że to przecież tylko fikcja i nie ma nic złego w tym, że w trakcie oglądania tego serialu ślinianki pracowały trochę zbyt intensywnie...
Może i serial z sezonu na sezon fabularnie był coraz gorszy, ale sceny gotowania prezentowały się w nim znakomicie. I chyba nie jest to tylko moje zdanie, bo filmik z doktorem Lecterem przygotowującym swoje wykwintne dania ma na YouTubie ponad 19 mln wyświetleń i został opisany jako ASMR. To zjawisko przyjemnego mrowienia w okolicach np. głowy czy szyi, które jest wywoływane przez bodźce zewnętrzne: słuchowe, wzrokowe, dotykowe lub zapachowe.
Przyznajcie, że namaszczenie, z jakim tytułowy bohater przygotowuje poszczególne dania i estetyka, z którą później je podaje, zasługują na podziw. A do tego ta swoboda i pewność siebie, które biją z postaci Lectera — bo jak bardzo pewnym swoich umiejętności trzeba być, żeby gotować w eleganckiej koszuli?
Ok, było trochę zachwytów, teraz pora na trochę szarej codzienności w kuchni. Każdemu przecież czasem coś nie wyjdzie i nie ma się czego wstydzić. Fani serialu z pewnością już wiedzą, o której scenie mowa. Oto Rachel Green, która z gotowaniem raczej niewiele miała wspólnego poza tym, że jej najlepsza przyjaciółka była szefową kuchni, postanawia wziąć na siebie przygotowanie deseru na Święto Dziękczynienia — angielskiego warstwowego trifle.
Pech jednak chciał, że w książce kucharskiej, z której korzystała, skleiły się kartki. W efekcie jedną z warstw słodkiego deseru stało się mięso wołowe. Przyjaciele nie mieli jednak serca, aby poinformować Rachel o pomyłce, poinstruowani więc przez Joey'ego, jak się zachować, udają, że deser jest pyszny. Chandler, z charakterystyczną dla siebie subtelnością, zauważa, że trifle jest tak dobry, że resztę zje na balkonie, Monica zaś postanawia dokończyć w toalecie. Gdy tylko Rachel na chwilę znika z pola widzenia, Ross z obrzydzeniem stwierdza, że deser "smakuje jak stopy".
Całe show kradnie jednak Joey, któremu, jako serialowemu łasuchowi (który nie dzieli się jedzeniem, pamiętajmy), trifle naprawdę przypada do gustu. "Mnie smakuje. Czego tu nie lubić? Krem? Dobry. Dżem? Dobry. Mięso? Dooobre!" — stwierdza i wcina z zapałem swoją porcję. To się nazywa prawdziwy przyjaciel.
Trifle w wersji Rachel z całego serca odradzamy, ale sam deser, pod warunkiem, że będziecie się trzymać z dala od mięsa, możemy polecić z czystym sumieniem. U nas sprawdzicie, jak przygotować trifle z truskawkami.
Na koniec dodajmy szczyptę pikanterii. Oto przed nami scena, która została okrzyknięta "najlepszą sceną erotyczną w polskim kinie". Co robi w tym zestawieniu? Otóż niewykluczone, że nie doczekałaby się tego tytułu, gdyby nie makowiec! A że makowce teraz wszyscy pieką, bo przecież święta, to obecność tej sceny w naszym zestawieniu jest jak najbardziej wytłumaczalna.
Być może już część z was domyśliła się, o który film i który jego fragment chodzi. Mowa o "Magnacie" Filipa Bajona. W słynnej scenie, która trwa sześć minut (kręcono ją z kolei dziewięć godzin, a budowa scenografii trwała miesiąc), Bolko (Bogusław Linda) oraz jego macocha Marisca (Grażyna Szapołowska) oddają się miłosnym uniesieniom w pałacowej kuchni wśród rozstawionych na stole makowców.
Wiedziałem, że stosunek seksualny na struclach będzie bardzo widowiskowy. To się sprawdziło. Opadające strucle stały się pewnym rodzajem freudystycznego zobrazowania stosunku seksualnego
- opowiadał Bajon na wykładzie podczas 38. Festiwalu Filmowego w Gdyni w 2013 roku. Jego przeczucia ewidentnie się sprawdziły, skoro po latach wspominamy ją z pewnym sentymentem.
A wy macie swoje ulubione kulinarne sceny? Czy jakiś film kiedyś zainspirował was do przygotowania pokazanego na ekranie dania? Podzielcie się swoimi historiami!