Kupił makaron z truskawkami za 38 zł. "To nie jest tak, że nie wiedziałem"

Internet wciąż zalewają paragony ze sklepów i restauracji, które mają pokazywać, jak bardzo wzrosły ceny. Niedawno na profilu PigOut na Facebooku pojawił się wpis, w którym autor opowiedział o swoim wyjeździe na Mazury na długi weekend. Dołączył do niego zdjęcie makaronu z truskawkami, za który zapłacił 38 zł. Od razu zaznaczył, że wiedział, ile danie kosztuje i do nikogo nie ma pretensji. Zastanawia go jednak co innego.

Więcej treści kulinarnych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.

Wysokie paragony, które od dłuższego czasu krążą po sieci, zaczynają już niektórych drażnić. Wiele osób zastanawia się, czy ktoś, kto opublikował zdjęcie takiego paragonu w sieci, nie wiedział, ile kosztuje danie, które zamówił. Jeśli wiedział, to znaczy, że świadomie je wybrał. Jeśli nie wiedział, to dlaczego nie zapytał przed zamówieniem? 

Niektórzy rzeczywiście nie są świadomi ceny, którą przyjdzie im zapłacić (najczęściej dzieje się to w przypadku ryb, których ceny w menu podawane są zazwyczaj za 100 g). Inni kupują z pełną świadomością, ale później po prostu publikują paragony, aby pokazać, jak inflacja i inne czynniki wpłynęły na koszt jedzenia.

Zobacz wideo Jak usunąć plamę z truskawek? Jak pozbyć się pestek z czereśni? Rozwiązujemy letnie problemy

Niedawno autor profilu PigOut na Facebooku opublikował post, w którym opisał swój wyjazd na Mazury na długi weekend. Przyznał, że nie był do końca przygotowany pod kątem żywieniowym. Był przekonany, że popularne sklepy spożywcze są już wszędzie, więc nie przyłożył się do zakupów. Założył też, że obiady będzie jadł w restauracjach. Zabrał więc jedynie produkty na grill.

Na miejscu okazało się, że nie ma takich sklepów, a punkty gastronomiczne były tylko dwa. 

I właśnie w taki sposób zapłaciłem za ten makaron z truskawkami 38 zeta. I tak przyfarciłem, bo w drugiej knajpie był po 42. Do nikogo nie mam pretensji. Sam sobie tego bata ukręciłem, aczkolwiek następny raz, jak mi się zachce jeziora, będę wybierał pomiędzy Como a Gardą. Strefa euro jest jednak kapkę przyjaźniejsza dla portfela.

Aby uniknąć nieporozumień, dodał w komentarzu, że wiedział, ile kosztuje makaron. "To nie jest tak, że nie wiedziałem, jakie są ceny. Były podane na wejściu i wziąłem to na klatę" - pisze i dodaje, że zastanawia się po prostu, czy trafił na lokal, który może pozwolić sobie na takie ceny, bo nie ma konkurencji, czy to już standard w tym sezonie.

Niektórzy żartowali w komentarzach, że z czereśniami pewnie byłoby jeszcze drożej. Inni dzielili się swoimi cenowymi historiami z restauracji. Nie ma wątpliwości, że w miejscach nastawionych na turystów i to w wysokim sezonie, zawsze było i będzie drożej. Można się jednak zastanawiać, na ile wzrost cen jest podyktowany obecnymi warunkami polityczno-gospodarczymi, a na ile niektóre lokale próbują po prostu nieuczciwie je podnosić. Mówiła o tym Hanna Mojsiuk, Prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie, w rozmowie z serwisem wszczecinie.pl.

Ekspertka zauważa, że "paradoksalnie im głośniej mówimy o wzroście cen, tym mocniej napędzana jest spirala, która zniechęca do wakacyjnych wyjazdów". Apeluje do przedsiębiorców, aby byli racjonalni, ponieważ nieuzasadnione podbijanie cen niektórych produktów jest uznawane przez Izbę za nieetyczne. Uważa, że "paragony grozy" to wyjątki i że nie jest to przykład, który reprezentuje całą gastronomię.

Więcej o:
Copyright © Agora SA