Więcej ciekawostek bożonarodzeniowych znajdziesz na naszej stronie głównej Gazeta.pl
Drożyzna szaleje w najlepsze nie tylko w kraju nad Wisłą, ale także w ojczyźnie Krecika. Byliśmy w Brnie na jarmarku bożonarodzeniowym. Klimat jest, pogoda jest, drogo - też jest, ale nie tak, jak w Warszawie.
W Czechach próżno szukać grillowanych oscypków lub pajdy ze smalcem. Znajdziemy za to smażony ser oraz bramboraki. Kiedy w Warszawie ogrzewamy sobie dłonie kubkiem grzańca za 25 zł, w Czechach wydamy na to zaledwie 60 koron, czyli około 12 zł.
Jeśli mamy chęć na pajdę ze smalcem, podczas spaceru na warszawskim jarmarku, ciężko będzie zobaczyć cenę niższą niż 20 zł. Najtańsza kromka z wieprzowym smarowidłem kosztuje 15 zł, a jej wierzch biżuteryjnie zdobi plaster ogórka. Grillowany "oscypek" kosztuje od 8 do 13 zł za sztukę. Za dodatkową żurawinę trzeba dopłacić. Kubek kawy kosztuje 8 zł, a herbata z cytryną - 8-10 zł w zależności, jaką pojemność kubka wybierzemy.
Gdy mowa o czeskich przekąsach, za kawałek smażonego sera zapłacimy ok.80 koron czeskich, za kiełbaskę w piwie ok. 100, podobnie za duże opakowanie bigosu (100 g), natomiast za kawę 45 koron. Słynne bramboraki kupimy za ok. 20 - 30 koron, w zależności, czy zechcemy zjeść je z dodatkami. Co ciekawe, czeski grzaniec jest zupełnie inny niż ten, który znamy z polskich jarmarków. Czesi stawiają na białe wino z dodatkiem suszonych gruszek. Taka wersja napoju jest delikatniejsza, ale równie smaczna, co nadwiślański grzaniec na czerwonym winie z goździkami i owocami.