Sklepy wprowadzą "lodówkowe"? Za schłodzony napój zapłacilibyśmy więcej

Inflacja nie oszczędza nikogo i sprawia, że przedsiębiorcy szukają nowych sposobów na to, by ich biznesy były dla nich bardziej opłacalne. Portal Wiadomości Handlowe ustalił, że niektórzy właściciele sklepów rozważają zróżnicowanie cen napojów. Za te schłodzone mielibyśmy zapłacić więcej niż za takie spoza lodówki. Przedsiębiorcy obawiają się jednak reakcji klientów.

Więcej najnowszych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.

Wzrost inflacji widać nie tylko w cenach produktów żywnościowych. Jego odzwierciedleniem są także rachunki za prąd i to często one są powodem, przez który mniejsze biznesy decydują się zakończyć działalność. Przedsiębiorcy szukają więc rozwiązań, które pozwoliłyby im choć trochę odetchnąć. Jednym z nich mogłoby być wprowadzenie różnych cen za napoje schłodzone i takie, które nie stały w lodówce.

"Lodówkowe" w sklepach? Trwają rozważania

O pomyśle niektórych właścicieli sklepów pisze portal Wiadomości Handlowe. Zaznacza, że dotyczy to detalistów czy mikrosieci handlowych. Dodatkowa opłata za schłodzenie napoju miałaby choć w części zrekompensować koszt zasilania lodówek. Przedstawiciele branży obawiają się jednak, że pomysł nie przypadnie do gustu klientom. 

Nikt nie chce być pierwszy, ale temat coraz częściej powraca w moich rozmowach z kolegami

- mówi Wiadomościom Handlowym właściciel jednego ze sklepów. Dodaje, że o ile teraz, gdy lodówki są wyłączone, nie jest to problemem dla klientów, o tyle gdy nadejdzie lato, wiele osób będzie chciało napić się czegoś chłodnego, a rachunki wzrosną. "Coś trzeba będzie z tym zrobić, bo koszty nas zjedzą" - mówi przedsiębiorca. Obecnie za prąd płaci ponad 20 tysięcy złotych i prowadzenie biznesu przestaje mu się opłacać.

Inna rozmówczyni portalu zapowiada, że wiosną na pewno wprowadzi dodatkową opłatę za schłodzone napoje. 

W moim przypadku piwo, napoje gazowane i woda to kluczowy asortyment. Razem z alkoholem mocnym w „małpkach" i „szczeniaczkach" to jakieś 70 – 75 proc. całego obrotu. Z drugiej strony, latem mniej więcej 60 proc. energii elektrycznej zużywają chłodziarki na napoje, resztę pobiera głównie klimatyzacja. Zakład energetyczny podniósł mi ceny o ponad 300 proc. Muszę to jakość skompensować, bo nie przetrwam

- tłumaczy. Kobieta dodaje, że zaczęła już pytać klientów, jak przyjęliby wprowadzenie takiego rozwiązania i przyznała, że większość póki co wykazała się zrozumieniem.

Zobacz wideo Czy Polacy zauważają inflację? "Nie ma o co pytać"

Dodatkowa opłata za schłodzony napój. Ile miałaby wynosić?

Właściciele sklepów, z którymi rozmawiał portal, sami jeszcze rozważają, o ile mieliby podnieść ceny. Mówią o kwotach od 10 do 30 groszy. Jeden z rozmówców zastanawia się, czy opłata powinna być zróżnicowana w zależności od rodzaju napoju oraz jego pojemności. "Za schłodzenie piwa czy "energetyku" można jego zdaniem policzyć nieco więcej niż np. za schłodzenie wody gazowanej, ponieważ te napoje są znacznie droższe od wody i dodatkowa opłata miałaby mniejszy udział w cenie" - czytamy w artykule. Z lodówek można byłoby też wyjąć butelki o większej pojemności, które większość kupujących i tak schładza później w domu.

Rozwiązanie na razie jest jednak tylko propozycją. Nie wiadomo, jak wielu właścicieli małych sklepów zdecyduje się na wprowadzenie takiej opłaty, a jeśli to zrobią, to jaką będzie miała formę. Wiadomości Handlowe podkreślają też, że pomysł dotyczy raczej tylko mniejszych biznesów, ponieważ duże sieci handlowe mają większe pole manewru, jeśli chodzi o negocjowanie cen energii, częściej wymieniają też urządzenia na takie, które zużywają mniej prądu.

Źródło: Wiadomości Handlowe

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.