Więcej treści kulinarnych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Bary mleczne większości z nas kojarzą się z PRL-em, choć ich pierwowzór powstał dużo wcześniej, bo już w XIX wieku. Zaczęły się wtedy stopniowo upowszechniać, potem ewoluować pod wpływem zmian społeczno-gospodarczych i są z nami aż do dziś, stanowiąc nieodłączny element polskiego krajobrazu. Wiele osób wciąż ma do nich ogromny sentyment i zdarza im się tam stołować. Można tam zjeść jak u mamy lub babci i przy tym nie zbankrutować, co w czasach tak wysokiej inflacji dla wielu osób jest szczególnie ważne. O tym, że można się tam solidnie najeść i nie zapłacić dużo, przekonała się nasz czytelniczka - pani Karolina.
Pani Karolina odwiedziła jeden z barów mlecznych w Warszawie. Zdecydowała się na zupę pomidorową, barszcz biały z jajkiem, zraz wołowy, ziemniaki oraz surówkę z czerwonej kapusty. Pomidorowa kosztowała ją 5,50 zł, a barszcz 4 zł. Jeszcze tańsza była surówka, za którą zapłaciła tylko 3 złote. Najdroższe było oczywiście mięso - na jeden zraz pani Karolina wydała 11 zł. Łącznie zapłaciła 28,30 zł. Trudno byłoby obecnie znaleźć miejsce, w którym zapłacilibyśmy za pełny obiad tak niewielką kwotę. Na taki paragon aż miło popatrzeć.
O tym, że w barach mlecznych nadal można budżetowo się stołować, przekonał się również youtuber Książulo, który testuje jedzenie w bardziej i mniej popularnych lokalach. Niedawno odwiedził bar mleczny w Kielcach. Wraz ze swoim przyjacielem Wojtkiem zamówił pełne miski zupy pomidorowej (1,80 zł) i ogórkowej (2,80 zł), kotleta schabowego z ziemniakami i gotowaną marchewką (12,90 zł) oraz kotleta mielonego z ziemniakami i buraczkami (13 zł), a do tego naleśniki z serem (5,60 zł) i dwie szklanki owocowego kompotu (30 gr za szklankę). Porcje, które otrzymali, były naprawdę duże i jak twierdzą, najedli się do syta. Za wszystko zapłacili 38,46 zł.
Nasza czytelniczka zauważyła też, że w barze, który odwiedziła było naprawdę sporo osób. Utworzyła się nawet kolejka do zamówienia.
Były między innymi dwie panie, Polki, ale chyba wiele lat spędziły w USA, ponieważ mówiły z silnym akcentem. Wzięły sobie po trzy dania i na cały bar się zachwycały, jakie to pyszne. Nawet robiły zdjęcia i nagrywały relacje na Instagram
- opowiada pani Karolina.
Nie jest to pierwszy raz, gdy bary mleczne znajdują uznanie w oczach osób przyjeżdżających zza oceanu. W kwietniu 2020 roku pisaliśmy, że zachwyciła się nimi dziennikarka "New York Timesa" Amelia Nierenberg i poświęciła im artykuł. Zwróciła uwagę m.in. na to, jakie znaczenie mają bary mleczne obecnie. Przez ostatnich kilka lat znów stały się popularne, w porze lunchu do najbardziej znanych jadłodajni w większych miastach tworzą się długie kolejki. Spodobało jej się to, że chodzą tam wszyscy, niezależnie od wieku, płci czy statusu społecznego.
Dziennikarka przybliżyła też amerykańskim czytelnik potrawy serwowane w barach mlecznych. Opisała m.in. kotlety schabowe, pierogi, barszcz czerwony, żurek czy kompot.
My też często z przyjemnością je wspominamy. Przypominają nam czasy dzieciństwa i momenty w ciągu dnia, które spędzaliśmy z rodzicami.
Gdy byłam mała, często chodziłam z mamą na leniwe, a potem zabierała mnie do księgarni obok. Uwielbiałam ten nasz rytuał
- opowiadała nasza redaktorka Klaudia. Podobne uczucia bary mleczne wzbudzają też w naszej redakcyjnej koleżance Asi. "Kiedy moja mama pędziła z pracy w szpitalu, by odebrać mnie ze szkoły, czasem chciałyśmy mieć czas tylko dla siebie. Wtedy szłyśmy właśnie tam i zamawiałyśmy specjały: schabowego z surówką i ziemniakami – jako dziecko uwielbiałam! – mizerię, zupę pomidorową, rosół. Jedzenie było smaczne, tanie, domowe, świeżo przygotowywane" - wspominała. Jeżeli więc czasem tęsknicie za babciną kuchnią i szukacie miejsc, gdzie można zjeść taniej, zajrzyjcie do pobliskich barów mlecznych. Może akurat będzie to strzał w dziesiątkę.