Przepisy dotyczą polskich producentów i sprzedawców miodu. Zostały wprowadzone rozporządzeniem Ministra Rolnictwa i Rozwoju. Od 18 kwietnia muszą na etykietach miodów podawać, z którego kraju lub krajów pochodzi surowiec. Nie będą mogli stosować już tak ogólnych określeń, jak chociażby "mieszanka miodów pochodzących z UE".
Na nowe wymogi zwróciła uwagę również Katarzyna Bosacka, która edukuje Polaków, na co patrzeć na etykietach i jak świadomie wybierać produkty w sklepach. "Do tej pory, jeżeli na etykiecie przy kraju pochodzenia znaleźliśmy informację 'mieszanka miodów z UE i niepochodzących z UE' oznaczało to, że np. miód polski wymieszano z chińskim albo z ukraińskim. Kupując taki produkt, nie wiedzieliśmy tak naprawdę, skąd dokładnie pochodził i jak został wyprodukowany" - pisze w poście na Instagramie. Dodaje, że kupujący nie wiedzą również, jak procentowo rozkładają się te ilości, czyli czy produkt np. w 90 proc. składał się z miodów z Chin, a w 10 proc. z UE.
Polska Izba Miodu podkreśla, że wprowadzone zmiany są korzystne dla konsumentów. Dzięki temu będą bowiem wiedzieli, gdzie konkretnie został zebrany miód, który chcą kupić, co przełoży się na bardziej świadome decyzje zakupowe. A to może być faktycznie istotne, bo, jak podaje serwis infor.pl, Polska Izba Miodu przeprowadziła badanie, z którego wynika, że aż 73 proc. konsumentów sprawdza na etykiecie, skąd pochodzi miód. Większość z tych osób woli miód krajowy (90 proc.), ale sporo badanych (60 proc.) wskazało, że nie ma kraju, z którego nie kupiliby miodu.
Polska Izba Miodu przekonuje, że mieszanki miodów z różnych krajów nie odstają od naszych ani pod względem jakości, ani właściwości. Miody są bowiem skrupulatnie badane, zanim trafią pod sprzedaży. Sprawdza się m.in., czy nie zawierają niedozwolonych substancji oraz ściśle określa rodzaj pyłków kwiatów, z których miód powstał.
Ponadto znawcy w tej dziedzinie zaznaczają, że konkretne kraje słyną z wysokiej jakości miodów odmianowych. Przykładowo w Rumunii robi się bardzo dobre miody lipowe, a w Chinach akacjowe. W Polsce miody, które robi się tylko z jednej rośliny, są coraz rzadsze, dlatego trzeba je sprowadzać.
Ze stanowiskiem PIM nie do końca zgadzają się jednak sami pszczelarze. Uważają, że miód sprowadzany z zagranicy nie spełnia wymogów. "Miód, który trafia do Polski, jest opisywany na granicy kategorią 'miód techniczny'. Taki miód nie jest badany, w teorii nie nadaje się on do spożycia. Co dzieje się po przekroczeniu granicy?" - pyta w rozmowie z finanse.wp.pl Janusz Marzewski, starosta bartny Kurpiowskiego Bractwa Bartnego.
Podnosi też kwestię nowych oznaczeń. Choć od 18 kwietnia ulegną zmianom, to jednak nie takim, jak początkowo planowano. Producenci mieli bowiem wskazywać na etykietach nie tylko kraje, z których pochodzi miód, lecz także podawać procentowy skład. Marzewski uważa, że decyzja, by wprowadzić jedynie informację o kraju, uderza zarówno w branżę, jak i w kupujących.
Pszczelarze zwracają też uwagę na gwałtowny spadek obrotów w branży. Jeden z nich, pochodzący z województwa świętokrzyskiego, w rozmowie z serwisem stwierdził, że duży import miodów z Chin oraz z Ukrainy sprawił, że drastycznie spadły ceny hurtowe miodu - nawet poniżej kosztów produkcji. "Dochodzą do mnie głosy, że duża firma, która handluje miodem i sprzedaje go do marketów, sprowadziła 30 tirów miodu za euro za kilogram" - mówi WP. I to właśnie takie podmioty, jego zdaniem, będą teraz wpływać na ceny rynkowe. To odbija się na zarobkach i sytuacji życiowej polskich pszczelarzy. Rozmówca Wirtualnej Polski mówi, że obroty jego kolegów z branży spadły nawet o 70 proc.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!