Prowadzą restaurację w Ustce. Od 3 lat są nękani. "Usłyszeliśmy huk. Okazało się, że płonie nasze auto"

Pan Dawid i pan Kamil prowadzą bistro w Ustce. Od samego początku nie mają jednak spokoju. Ich lokal został oblany farbą i obrzucony jajkami. Dwa samochody spłonęły, ktoś podpalił też budujący się pensjonat, który miał być zabezpieczeniem na przyszłość młodych przedsiębiorców. Nieznani sprawcy zniszczyli też drzwi do mieszkania oraz oblali podejrzaną substancją samochód matki jednego z nich. Sprawy trafiają do sądu, ale, póki co, nic z tego nie wynika.

Reportaż o trudnej sytuacji młodych przedsiębiorców z Ustki został wyemitowany w programie "Uwaga!" TVN. Dowiadujemy się z niego, że pan Kamil i pan Dawid prowadzą w mieście bistro i od samego początku jego istnienia, czyli od trzech lat, ktoś próbuje zniszczyć im biznes. 

Ataki na restaurację w Ustce. Detektyw miał zbadać plagiat

Zanim pan Dawid z panem Kamilem otworzyli własny lokal, pierwszy z nich przez kilka lat pracował w innej restauracji w Ustce. Odszedł jednak i postanowił otworzyć własny biznes. Mężczyzna w rozmowie z reporterką "Uwagi" przekonuje, że rozstał się z byłymi pracodawcami w przyjaznej atmosferze.

Opowiada, że podejrzanie zaczęło się robić, gdy do jego nowego lokalu przyszło małżeństwo i wypytywało o najmniejsze szczegóły. Co jest w restauracji, skąd, jak są przyrządzane potrawy itp. Wkrótce okazało się, że był to detektyw. "Jak sam powiedział, działał na zlecenie osób, z którymi wcześniej współpracowałem, a jego zadaniem było badanie "plagiatu" - wspomina pan Dawid w rozmowie z "Uwagą".

Mężczyzna postanowił wyjaśnić sprawę z byłymi pracodawcami. Chciał skontaktować się przez SMS, ale jeden z nich przyszedł wówczas do jego restauracji. Popchnął go i, jak słyszymy w reportażu, "miał zagrozić, że go zniszczy". Całe zdarzenie zarejestrowały kamery. 

Spalone samochody, zniszczone drzwi i pensjonat

Od tamtej pory pan Dawid i pan Kamil nie przestają chodzić do sądu. Popchnięcie wszystko zapoczątkowało, zaś druga strona zaczęła oskarżać właścicieli bistro w Ustce między innymi o plagiat. Miała nim być m.in. zwyczajna chochla, której używa się w kuchni, rzekomo skopiowana od poprzednich pracodawców pana Dawida.

Niepokojących i groźnych sytuacji było jednak więcej. Młodzi przedsiębiorcy zwrócili uwagę, że zbiegały się w czasie z terminami rozpraw. Najpierw pomazane zostały drzwi do mieszkania matki jednego z nich, a jej samochód oblany żrącą substancją. Później zobaczyli, że ich lokal został obrzucony jajkami. W listopadzie zeszłego roku spłonął samochód jednego z nich.

Zobacz wideo Tajemniczy pożar na wrocławskim osiedlu. Drugi raz w tym roku płonął zabytkowy folwark

Od tamtej pory minęło kilka miesięcy, ale ataki nie ustały. W maju tego roku spłonął kolejny samochód. "Obudziliśmy się około 3, ponieważ usłyszeliśmy wiele głośnych huków. (...) Okazało się, że płonie nasze auto dostawcze" - opowiadają. Kilka dni później ktoś podpalił również pensjonat, który budują właściciele bistro. Spaliła się konstrukcja dachu.

Większość spraw umorzono

Byli pracodawcy pana Dawida nie chcieli rozmawiać z mediami. Pełnomocniczka jednego z nich nie zamierzała komentować sprawy, drugi odesłał reporterkę TVN do kancelarii. 

Pan Dawid i pan Kamil mają żal, że większość spraw umorzono. Toczą się tylko te związane z podpaleniami w maju 2024. "Większość postępowań zostało umorzonych z uwagi na niewykrycie sprawcy" - tłumaczył w "Uwadze" prokurator Lech Budnik z Prokuratury Rejonowej w Słupsku. Odpowiedział też na pytanie reporterki, dlaczego to pokrzywdzeni prężniej działają w zbieraniu dowodów niż prokuratura. "Strony postępowania mają inicjatywę dowodową. Zachęcam strony postępowania do aktywnego uczestnictwa w dochodzeniu" - powiedział.

Zarówno właściciele bistro, jak i ich rodziny obawiają się, co będzie dalej. "Boję się, że coś im się stanie" - nie kryje strachu matka pana Dawida.

Więcej o: