"Przestańcie nakręcać spiralę nienawiści na ceny nad morzem. Paragonów grozy nie ma"

Był taki moment, że paragony grozy wręcz zalały media tradycyjne i społecznościowe. Z restauracji, sklepów, cukierni. Wszędzie było drogo. Wygląda jednak na to, że ciągłe trąbienie o nich zaczyna ludzi męczyć. Nasza czytelniczka przysłała nam rachunki znad morza. Przyznała, że wcale jej nie zszokowały. "Ludzie wszystko chcieliby za półdarmo" - skomentowała.

Paragony grozy swego czasu były bardzo nośnym tematem. Było to szczególnie widoczne w sezonie turystycznym w najbardziej obleganych miejscach, np. nad morzem lub w górach. Ludzie wracali z urlopów nie tylko z pamiątkowymi zdjęciami rodzinnymi, lecz także ze zdjęciami rachunków z restauracji, cukierni, sklepów, atrakcji dla dzieci itp. 

Trend zaczął się jednak zmieniać. Choć nadal można trafić na przypadki spektakularnej drożyzny, jak choćby 200 zł za kilogram czereśni, o czym pisaliśmy pod koniec kwietnia, to coraz częściej można również przeczytać, że paragony grozy odchodzą do lamusa.

Zobacz wideo Nieprzedłużenie VAT-u 0 proc. na żywność. "Biedni odczują to najbardziej"

Spędziła weekend nad morzem. Komentuje ceny. "Ludzie wszystko chcieliby za półdarmo"

Tak twierdzi nasza czytelniczka, która długi weekend majowo-czerwcowy spędziła nad Bałtykiem. Przysłała nam dwa paragony - za gofry i za rybę z frytkami, czyli dwa nadmorskie klasyki, które zamawia zazwyczaj każdy turysta. Szczególnie ta druga pozycja wiele osób przyprawia niemal o zawał, gdy zobaczą cenę końcową na paragonie. Powszechne jest, że cena podawana w menu dotyczy zazwyczaj 100 g produktu. Nie wszyscy o tym pamiętają i nie wszystkie restauracje o tym informują. W efekcie płaci się znacznie więcej, bo rzadko kiedy podana ryba faktycznie waży 100 g.

Nasza czytelniczka jednak pamiętała i przyznaje, że cena, którą zapłaciła za zestaw, czyli rybę z frytkami i surówką oraz dwa napoje, była bardzo przyzwoita. Całość kosztowała bowiem 87 zł. 

Ludzie wszystko chcieliby za półdarmo. Nie ma już ryby nad morzem za siedem zł za 100 g. Tak, ja też pamiętam te czasy, ale to było dawno temu. Bardzo dawno. W dobrej knajpie też nie zjecie obiadu za 20 zł, tylko trzeba zapłacić 50-60 zł. Myślę, że za spory kawałek dobrej ryby, talerz frytek i świeżą sałatkę można zapłacić 60 zł i to jest uczciwa cena. Dodam, że ten zestaw zjadłyśmy z koleżanką na pół, więc wyszło po 30 zł za obiad. I tak, najadłyśmy się, bo porcja była solidna.
Ryba z frytkami i surówką
Ryba z frytkami i surówką Czytelniczka

Nieco mniej litości miała jednak dla cen gofrów. O ile dziewięć zł za gofra z cukrem pudrem i 14 zł za gofra z Nutellą nie zrobiło na niej dużego wrażenia, o tyle 22 zł za gofra z owocami i Nutellą lub owocami i bitą śmietaną uznała jednak za lekką przesadę. "Jak na małą miejscowość na Helu, to w mojej opinii sporo. Za tę cenę można zjeść wypasione ciastko w najlepszej kawiarni w dużym mieście" - uważa.

Mimo to apeluje do osób, które wciąż straszą wysokimi cenami: "Przestańcie nakręcać spiralę nienawiści na ceny nad morzem. Paragonów grozy nie ma".

Ceny nad morzem. "Paragonów grozy nie widzę"

Głos naszej czytelniczki nie jest odosobniony. W podobnym tonie wypowiadali się turyści w tekście Wyborczej.pl, którzy spędzili na Półwyspie Helskim majówkę. 

"Trzeba spojrzeć na opinie w Google, zawsze to robię. Jeśli ceny nam pasują, to tam jemy. 'Paragonów grozy' nie widzę. Nawet u nas w Białymstoku ryby są droższe" - powiedział serwisowi Łukasz. Przystępne okazały się również ceny noclegów. Tomasz i Beata z Jeleniej Góry, którzy nad Bałtyk pojechali z dwójką znajomych, za nocleg dla czterech osób zapłacili 180 zł. 

Marcin, kolejny rozmówca Wyborcza.pl, również przyznał, że "jest zaskakująco tanio". - Za 120 zł można się najeść i napić w dobrej knajpce. No, ale jeśli ktoś chce zjeść jak król, to musi zapłacić więcej - mówi.

Z kolei jedna z mieszkanek Mazowsza, Natalia, uważa, że każdy, kto wyjeżdża na urlop, musi liczyć się z tym, że wyda trochę więcej niż wydaje na co dzień. "A nie potem użalać się i wstawiać do sieci paragon, że ryba za 100 zł. No takie jest moje zdanie. Jak się jedzie, to się nie dziaduje" - podsumowuje.

Paragony grozy przestają straszyć, ale Polacy martwią się cenami

Mimo że nadmorskie paragony grozy mogą wydawać się pieśnią przeszłości (lub po prostu nie robią już na nas takiego wrażenia?), to jednak wielu Polaków wciąż niepokoi wzrost cen żywności spowodowany powrotem pięcioprocentowego VAT-u. Tak wynika z danych zebranych przez serwis agencyjny MondayNews.

43 proc. kasjerów i kasjerek otrzymuje pytania od klientów o to, czy w ich sklepie już są lub niedługo będą podnoszone ceny ze względu na niedawny powrót pięcioprocentowej stawki VAT na żywność. Tak wynika z badania przeprowadzonego dla portalu Onet. 49 proc. uczestników sondażu nie miało do czynienia z taką sytuacją, a osiem proc. tego nie pamięta

- czytamy w informacji prasowej MondayNews.

- Sprawa VAT mocno interesuje konsumentów. Co chwilę przecież mówi się o tym w mediach. Badanie pokazuje, jak dużą niepewność czują klienci. I to jest zupełnie naturalne zachowanie, szczególnie w obliczu tego, że Polacy nie lubią wydawać więcej niż trzeba. Tak było nawet w lepszych gospodarczo czasach - stwierdza Robert Biegaj, ekspert rynku retailowego z Grupy Offerista.

Eksperci uważają, że Polacy dopytują o wzrost cen m.in. ze względu na obawę o domowy budżet. - Zaczęli racjonalniej zarządzać budżetem domowym i bardziej zwracają uwagę na koszty. Ich wrażliwość cenowa wzrosła, bo podwyżki dotyczą właściwie każdej kategorii produktów - komentuje Tomasz Przewoźnik, ekspert z Uniwersytetu WSB Merito. - Inflacja spada, ale wynika to głównie z wysokiej bazy roku ubiegłego, a nie z faktu, że ceny wracają do poziomu z 2021 roku - uzupełnia.

Zmartwienie nie jest nieuzasadnione. Jak zauważają eksperci, żywność to znaczna część domowego budżetu, może bowiem sięgać nawet 30 proc. Obok wydatków związanych z mieszkaniem lub domem jest to jeden z najważniejszych elementów.

Mimo to dr Justyna Rybacka, ekspertka z Uniwersytetu WSB Merito, studzi emocje. - Dla części społeczeństwa, która uzyskuje niższe dochody, odmrożenie stawki VAT będzie odczuwalne. Nie powinno to jednak drastycznie wpływać na budżety domowe - uważa, a jako powody wymienia wzrost wynagrodzeń realnych oraz umocnienie się kursu złotego. - Zwyżka wynagrodzeń odnotowuje kilkunastoprocentowe wartości. Zatem sam wzrost stawki VAT do pięciu proc. na powyższe produkty nie jest elementem kluczowym wpływającym na portfele Polaków - podsumowuje.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.