"Co chwilę widzę, jak mały, lokalny sklepik się zamyka, a w jego miejsce wyrasta Żabka, już czterdziesta w okolicy" - mówi influencer w filmiku opublikowanym na TikToku. Postanowił więc w ramach sprzeciwu otworzyć lokal, który nazwą będzie nawiązywał do popularnej sieci, i sprzedawać w nim hot dogi.
Przyznaje, że na początku nie było łatwo. Choć przez wiele godzin rozdawał ulotki, klientów było jak na lekarstwo. Zdecydował, że sięgnie po bardziej "drastyczne" środki reklamy i przebrał się w strój żaby. To też jednak nie przyniosło oczekiwanego rezultatu.
Poza tym, że spaliłem się ze wstydu, niewiele to dało
- mówi.
Sytuacja nieco się zmieniła, gdy Kapek poszedł pod jeden ze sklepów Żabki, by, jak sam mówi, podkradać jej klientów. Długa kolejka przed jego punktem zaczęła jednak ustawiać się dopiero wtedy, gdy tiktoker poprosił o wsparcie innych influencerów. Dzięki wypromowaniu przez nich Ropuchy w social mediach Kapek osiągnął to, co chciał. "Sprzedawaliśmy kilka hot dogów na sekundę, a klienci nie nadążali z jedzeniem" - pochwalił się na TikToku.
Czy Żabka w jakikolwiek sposób zareagowała na zaczepkę tiktokera? Okazuje się, że tak. "Fakt" poprosił przedstawicieli sieci o skomentowanie sprawy. W odpowiedzi firma zwróciła uwagę, że "małe sklepy znikały z rynku niezależnie od konkurencji Żabki, przegrywając z dużymi formatami". Odniosła się też do samej idei otwarcia nowego punktu z hot dogami.
Zarówno Kapkowi, jak i innym twórcom internetowym, życzymy powodzenia w biciu naszych rekordów sprzedaży hot dogów.
Sieć zapewniła też, że zauważa każdy krytyczny głos dotyczący oferty, bo dzięki temu może ją udoskonalać.
Na oficjalnej stronie Żabki czytamy, że ma 10500 sklepów w całej Polsce. Franczyzobiorców jest z kolei 9000.