Wyjazd na wakacje zawsze wiązał się z określonymi wydatkami. Od pewnego czasu wczasy są jednak często poza zasięgiem niektórych osób. Sporo trzeba zapłacić i za dojazd na miejsce, i za zakwaterowanie. Wzrosły też ceny jedzenia, zarówno w sklepach, jak i w restauracjach. To właśnie te ostatnie tak bardzo zniesmaczyły turystów w Niemczech.
O ich niedowierzaniu na widok cen frytek w nadmorskiej miejscowości Timmendorfer Strand pisze niemiecki serwis moin.de. Czytamy tam, że zawyżone ceny tej przekąski "działają urlopowiczom na nerwy". Jeszcze niedawno porcja frytek w jednym z lokalnych punktów kosztowała siedem euro, czyli około 30,25 zł. Teraz trzeba zapłacić już 8,50 euro, a więc mniej więcej 36,74 zł. Turyści, których cytuje serwis, podkreślają przy tym, że jest to cena za zwykłe frytki, bez żadnych dodatków. Media piszą o "skandalu" oraz "nowym rekordzie, który przekracza możliwości urlopowiczów".
Jak podaje niemiecki serwis, kosmiczne ceny przekąski obiegły już media społecznościowe. "Jako emerytka z Unii Europejskiej nie mogę sobie pozwolić na takie rzeczy. Od lat unikam zatłoczonych miejscowości turystycznych, bo tam wszystko jest droższe" - napisała jedna z komentujących. Inny użytkownik stwierdził, że z powodu zbyt wysokich cen nie może kupić frytek dzieciom, które je uwielbiają. Dodaje, że rozumie, że to wakacyjna miejscowość, ale nawet tam ceny powinny być przystępne. Pojawiły się nawet głosy zachęcające do bojkotu. Niektórzy zwrócili bowiem uwagę, że dopóki ludzie będą płacić, to ceny będą rosły.
Paragony grozy to temat, który wraca przede wszystkim w każde wakacje, ferie i majówkę. Niektórzy z niedowierzaniem patrzą na ceny potraw w restauracjach, inni apelują, by nie nakręcać spirali nienawiści, bo są miejsca, gdzie wcale nie jest tak drogo.
Jeden z internautów na X podzielił się rachunkiem za ziemniaki, surówkę oraz opakowanie. Za wszystko zapłacił 20,50 zł. "Dobrze, że kotleta miałem już w domu, bo boję się, że z kotletem to z 50 PLN by wyszło… Gdzie my żyjemy? Bo ja w zwykłym 100 tys. mieście" - napisał. Niektórzy komentujący zwracali uwagę, że nie jest to nic zaskakującego, jako powody przytaczając m.in. rosnącą inflację i płacę minimalną.
W czerwcu dostaliśmy też list od jednej z naszych czytelniczek. "Ludzie wszystko chcieliby za półdarmo. Nie ma już ryby nad morzem za siedem zł za 100 g. Tak, ja też pamiętam te czasy, ale to było dawno temu" - napisała. Dołączyła też paragon z obiadu. Za zestaw, czyli rybę z frytkami i surówką oraz dwa napoje, zapłaciła 87 zł. Posiłkiem podzieliła się z koleżanką, więc cena na głowę była bardzo przyzwoita.
Przyznała jednak, że cena za gofra z dodatkami (z owocami i Nutellą lub owocami i bitą śmietaną) była przesadzona - kosztował 22 zł. "Jak na małą miejscowość na Helu, to w mojej opinii sporo. Za tę cenę można zjeść wypasione ciastko w najlepszej kawiarni w dużym mieście" - stwierdziła.