Wiele osób być może myśli, że w sejmowej stołówce serwowane są same wykwintne dania. W końcu żywią się tam między innymi ludzie, którzy mają wpływ na władzę w państwie, stanowią o jego kształcie i z racji wykonywanej pracy często mają wysoki status materialny. Tymczasem co jakiś czas w mediach pojawiają się doniesienia o tym, że w stołówce w Sejmie wcale drogo nie jest, a posiłki nie wyglądają tak luksusowo.
Jakiś czas temu sprawdziła to m.in. Katarzyna Bosacka. "Żadne tam kawiory, perliczki i wymyślne alkohole. Jest tanio, ale zgrzebnie, niesmacznie, gorzej niż na niejednej stołówce szkolnej, a oferta dla wegetarian jest tragiczna" - napisała w poście na Facebooku.
Oceniła też kilka potraw pod względem smaku. Jej zdaniem grochówka wyglądała tak, jakby "ktoś gotował w sanatorium dla chorych", była mało wyrazista i bez charakteru. Z kolei polędwiczki wieprzowe były mało soczyste i przeciągnięte, a sos grzybowy ciężki. Katarzyna Bosacka z przyjemnością zjadła natomiast surówkę z marchewki. Więcej o wizycie dziennikarki w sejmowej stołówce przeczytasz tutaj:
Czy pracownicy Sejmu zgadzają się z opinią Katarzyny Bosackiej? Jeden z nich, niebędący posłem, opowiedział nam trochę o posiłkach z sejmowej stołówki i podzielił się zdjęciami. Pan Piotr przyznaje, że często tam chodzi i bierze nawet jedzenie na wynos do domu. Uważa, że jest całkiem smacznie, choć bywają dni, kiedy jest po prostu "zjadliwie". Zdarza się, że mięso jest twarde i w niektórych daniach jest go niewiele. Trzeba jednak przyznać, że porcje wyglądają solidnie.
Co pojawia się w menu sejmowej stołówki? Zazwyczaj są to posiłki podobne do tych, które można znaleźć w barach mlecznych: różnego rodzaju kotlety, do tego dodatki w postaci ziemniaków czy ryżu, różne surówki i kompot. "Kiedyś był filet w pestkach dyni, na bogato!" - opowiada pracownik pół żartem, pół serio. Dodaje, że lepsze jedzenie, ale też droższe, podawane jest w hotelu poselskim. Pamięta dzień, gdy można było wybrać hamburger, który nazwał "rarytasem".
Nasz rozmówca nie kryje, że ceny jedzenia z sejmowej stołówki zachęcają, by chodzić tam na obiad. "Zdecydowanie na plus. Średnio za 25 zł mam cały obiad, pierwsze i drugie danie, czasem jeszcze do tego domowy kompot" - mówi. Zdarza się jednak, że płaci nawet mniej, bo 18 zł. "Przy takich cenach nie opłaca się gotować samemu" - uważa.
Dostaliśmy od niego również menu z jednego dnia z września 2024 roku. Dowiadujemy się z niego, że zestaw dnia, czyli pomidorowa z makaronem, filet z indyka w sosie potrawkowym, ziemniaki lub ryż oraz bukiet warzyw lub marchewka z groszkiem, kosztował 20 zł. Za samą zupę trzeba było zapłacić 6 zł. Ziemniaki i ryż kosztowały zaledwie 3 zł, a warzywa 4 zł. Do wyboru w menu było też danie rybne (dorsz) za 21 zł oraz wegetariańskie (kotlet z kaszy gryczanej) za 14 zł. Obecnie znalezienie lokalu, w którym można byłoby zjeść tak tanio, graniczy z cudem.
Jak zatem wypada sejmowa stołówka w ogólnym rozrachunku? Równego poziomu raczej nie trzyma. Są danie smaczne (Bosacka pozytywnie oceniła surówkę oraz łososia, z kolei youtuberowi Książulowi, który również spróbował tamtejszego jedzenia, zasmakowały wątróbka i kompot), a są i takie, które z miejsca odbierają apetyt (Bosacka nie miała litości m.in. dla pulpetów jaglanych). Litości dla potraw z Sejmu nie mają też oceniający stołówkę w Google, gdzie średnia z 93 opinii to zaledwie 1,8. Mocną stroną stołówki są natomiast jej ceny oraz niektóre dania, które przypominają te domowe. Jak na Sejm to chyba jednak mimo wszystko trochę za mało.