O alarmujących danych dotyczących liczebności makreli atlantyckiej w północno-wschodnim Atlantyku informuje brytyjska organizacja charytatywna Marine Conservation Society, która działa na rzecz ochrony środowiska morskiego oraz zrównoważonych połowów. Co roku publikuje raport "Good Fish Guide", w którym analizuje poziom eksploatacji różnych gatunków ryb. Jak podaje serwis rp.pl, w tegorocznym przewodniku MCS zwróciło się do konsumentów, by zrezygnowali z jedzenia makreli północnoatlantyckiej, a jako powód podali jej notoryczne przełowienie, które może prowadzić do wyczerpywania się zasobów.
Sygnałem, że sytuacja stale się pogarsza, jest zmiana wskaźnika dotyczącego bezpieczeństwa połowów tego gatunku. W pięciostopniowej skali, którą stosuje organizacja, makrela atlantycka poławiana włokami pelagicznymi została oceniona na 4 (wcześniej widniała przy niej 3). Ryby oznaczone w ten sposób (a także nr 5) nie powinny być w ogóle sprzedawane. Z kolei w przypadku łowienia na haczyk i żyłkę, wskaźnik obniżono z 2 (tak ocenia się gatunki rekomendowane) na 3 (oznacza to, że wymagana jest poprawa i ograniczenie tego sposobu połowu).
Jak zauważa portalspozywczy.pl, w sklepach i restauracjach większości makreli to właśnie te pochodzące ze wskazanego obszaru Atlantyku. Co roku wyławia się ich stamtąd nawet milion ton. Alice Moore, związana ze wspomnianym wyżej przewodnikiem, w rozmowie z brytyjskim serwisem The Guardian z niepokojem mówi o zmniejszającej się populacji makreli.
Obserwujemy stały spadek liczebności, który zbliża się do punktu załamania. Konieczne są natychmiastowe działania ze strony rządu Wielkiej Brytanii, by współpracować z innymi krajami i dostosować limity połowowe do zalecanych przez naukowców.
WWF przypomina, że stado makreli w Atlantyku północno-wschodnim jest zarządzane w ramach Wspólnej Polityki Rybołówstwa Unii Europejskiej i unijne limity są dla niego ustanawiane co roku. Poziom połowów powinien być też uregulowany na mocy umowy między UE a państwami, które mają uprawnienia do połowów na tym stadzie, a są to: Norwegia, Islandia, Wyspy Owcze, Rosja oraz Grenlandia. "W praktyce nie zawsze udaje się doprowadzić do podpisania takiej umowy przez wszystkie państwa poławiające makrelę, co w konsekwencji przyczynia się do prowadzenia nadmiernych połowów" - czytamy na stronie organizacji.
Ustanowione limity są też niestety regularnie lekceważone. Ekolodzy wskazują, że od 2009 roku przekroczenia wynosiły od 5 do nawet 80 procent! Z kolei na przestrzeni ostatnich czterech lat były średnio o 39 proc. wyższe niż zalecane kwoty.