Nowojorczycy kochają jej słodycze. Sklepik Polki może zostać zamknięty przez pandemię

Uwielbiany przez klientów sklep przy West 55th Street w Nowym Jorku wkrótce może zostać zamknięty. Pani Kamila, która prowadzi słodki biznes od kilkudziesięciu lat, ma poważne problemy finansowe. Wskutek pandemii, ubyło kupujących, a Polka potrzebuje ogromnej kwoty, by spłacić zaległy czynsz. Jej historią zainteresowali się twórcy popularnego profilu Humans of New York.

Więcej ciekawych historii ze świata znajdziesz na naszej stronie głównej Gazeta.pl.

Historia pani Kamili zaczyna się jak w filmie. W latach 80. wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych, w poszukiwaniu szansy na lepsze życie. "Byłam tylko zwykłą dziewczyną z Polski. Ale nie bałam się tego miejsca. To wszystko było dla mnie jak wielka, piękna maszyna. Ta energia, to szaleństwo. Pierwszego dnia stanęłam na skrzyżowaniu ulic na Brodwayu, a obok mnie przelewały się tłumy krzyczących ludzi. Poczułam tu wolność (...) Od razu pomyślałam: To jest moje miasto. Chcę być jego częścią" - relacjonowała w rozmowie z Humans of New York pani Kamila.

Słodki American Dream

Polka od samego początku pobytu w obcym kraju zajmowała się wypiekami. Swoją pierwszą pracę dostała w niemieckiej piekarni. "Nie mówiłam po angielsku, ale za to od zawsze miałam fotograficzną pamięć. Bez trudu nauczyłam się odtwarzać wszystkie receptury: cukierki, ciasteczka, a nawet malutkie króliki wielkanocne" - opowiadała pani Kamila.

Niedługo później trafiła na ogłoszenie opublikowane w dzienniku "New York Times". Okazało się, że na sprzedaż został wystawiony sklep z czekoladą Sandlera. "To było jak przeznaczenie" - stwierdziła. 

Nad kupieniem sklepu pani Kamila zastanawiała się przed dwa tygodnie. Codziennie stała naprzeciwko niego przez kilka godzin i skrupulatnie liczyła klientów. W końcu oznajmiła właścicielowi, że chce kupić jego biznes.

Sklepik prowadziła przez 25 lat razem z mamą. "Przez ten czas stałyśmy się sobie bardzo bliskie. Byłyśmy dla siebie bardziej jak siostry. Rozumiałyśmy się bez słów. Wystarczyło jedno spojrzenie i każda z nas wiedziała, co jest do zrobienia" - relacjonowała Polka. W sklepie nazwanym "Myzel's Chocolates" znalazły się kolorowe czekoladki, ciasteczka, cukierki i ponad 150 rodzajów lukrecji. 

Mama pani Kamili zmarła 7 lat temu. Od tego czasu Polka prowadzi sklepik sama. Niestety, jej sytuację bardzo skomplikowała pandemia koronawirusa. Przez wprowadzenie restrykcji, z dnia na dzień zaczęło ubywać klientów. Ze względu na rosnącą popularność pracy zdalnej, do dziś nie wróciła część kupujących.

Nad panią Kamilą piętrzą się też zaległe opłaty. Choć wypracowała porozumienie z właścicielem budynku, od którego wynajmuje lokal, nadal jest mu winna niemal 100 tys. dolarów. To prawie pół miliona złotych.  

Pomocna ręka przyjaciół

Historię pani Kamili nagłośnili twórcy obserwowanego przez miliony fanów profilu Humans of New York. Zbiórkę pieniędzy zorganizowali natomiast przyjaciele Polki. Pomoc płynie z całego świata, a do momentu publikacji tego artykułu udało się uzbierać aż 87 tysięcy dolarów. Wszystko wskazuje na to, że pani Kamila będzie mogła kontynuować prowadzenie biznesu. 

"Od 32 lat po prostu robię czekolady i ciastka. Zawsze wydawało mi się to normalne, jakbym była po prostu jedną z milionów takich osób. Kiedy jednak klienci zaczęli mówić mi, że nie mogę zamknąć sklepu, że będą za mną tęsknić - uświadomiłam sobie, że ludzie mnie lubią. Jestem z tego powodu niezwykle dumna i wzruszona" - powiedziała właścicielka sklepu. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.