Więcej najnowszych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Kontrola GIS wykazała, że posiłki w polskich szpitalach najczęściej są za słone, za słodkie, za tłuste i za mało urozmaicone. Jadłospisy są źle skomponowane, a wśród błędów, które pojawiały się najczęściej, wymieniono:
W raporcie wspomniano również o kiepskim stanie sanitarno-technicznym pomieszczeń bloku żywienia i wyposażenia, przechowywaniu i stosowaniu przeterminowanych produktów spożywczych do przygotowania posiłków oraz niewłaściwym przechowywaniu artykułów spożywczych.
Po przeczytaniu powyższych punktów od razu nasuwa się na myśl pytanie: jak człowiek ma wyzdrowieć, skoro dostaje posiłki, które nie są odpowiednio zbilansowane, często niedostosowane do jego diety (o tym dalej) i wypełnione szkodliwymi składnikami? Jakiś czas temu sama spędziłam w szpitalu kilka tygodni. Pominę kwestię powtarzalności posiłków, bo przecież w domu też nie jem codziennie czegoś innego na śniadanie, a obiad czasem robi się jeden na kilka dni. Bardziej martwiło mnie to, że chudłam, zamiast przybierać na wadze (a w moim przypadku było to istotne), coraz częściej zmagałam się z zaparciami, a na widok niektórych posiłków robiło mi się niedobrze. Jak bowiem zareagować na pulpety, które miały być mięsne, a wyglądały jakby w 90 procentach były wypełnione mąką?
Po raporcie GIS dostaliśmy sporo zdjęć (wszystkie możecie zobaczyć w galerii na górze tekstu) od osób, które niedawno były pacjentami polskich szpitali. Kiedy zobaczyłam pierwsze zdjęcie, stwierdziłam, że zupa nie wygląda tak źle, ale trudno mi było zidentyfikować, co leży na talerzu obok makaronu z serem. Czytelnik, który wysłał nam zdjęcie wyjaśnił, że jest to "coś a'la mus jabłkowy". Kwestię zupy skomentował z kolei następująco:
To było tak, że zupy były uniwersalne. Tzn. nigdy nie było wiadomo, jaka to zupa, bo smak był ten sam.
To już wiele mówi na temat jakości posiłków. Ta sama osoba wysłała nam jeszcze jedno zdjęcie zupy i drugiego dania. Porcje na talerzu były całkiem solidne, jednak co z tego, skoro wyglądały kompletnie nieapetycznie.
fot. nadesłane do redakcji
Zdajemy sobie sprawę, że szpitale to nie restauracje z gwiazdką Michelin, ale nie oszukujmy się - estetyka ma znaczenie. O wiele przyjemniej je się ładnie prezentujące się posiłki niż takie, które wyglądają jakby już wymieszały się w czyimś żołądku.
Dostaliśmy też zdjęcia ze szpitala od czytelniczki, która podczas pobytu była matką karmiącą. "Posiłki w ramach jakiegoś tam specjalnego programu. Że niby lepsze" - skomentowała. Jedno z tych zdjęć publikujemy poniżej i ozłocimy tego, kto zidentyfikuje, czym jest widoczne na talerzu drugie danie.
fot. nadesłane do redakcji
Nieapetyczne i niesmaczne posiłki to jedno. Drugie, to że szpitale nie zawsze są w stanie zapewnić pacjentom odpowiednią dietę. Kontrola GIS wykazała między innymi, że informacje o alergenach były podane nieprecyzyjnie, z kolei jedna z osób, która z nami rozmawiała mówi:
Byłam jakiś czas temu w szpitalu z powodu kamicy nerkowej. Na samym początku zapytano mnie, czy mam jakąś dietę. Powiedziałam że tak, niskowęglowodanową, nie jem białego pieczywa, cukru i ograniczam warzywa skrobiowe. Na śniadanie były naleśniki z dżemem, na obiad kartoflanka, a na kolację bułka wrocławska z pasztetową. Najadłam się do syta...
W momencie opublikowania raportu trwała kampania wyborcza, więc było wiadomo, że partia rządząca na wyniki kontroli zareaguje wielkimi obietnicami. Jak mówi środowisko pielęgniarskie i lekarskie "niemożliwymi do zrealizowania". Otóż ówczesna ministerka zdrowia, Katarzyna Sójka, ogłosiła program "Dobry posiłek". "Szpitale otrzymają na to dodatkowe środki, a NFZ zadba, żeby jakość żywienia była znacząco lepsza" - deklarowała. Pracownicy ochrony zdrowia byli jednak sceptyczni.
- Nie wiem, jak władze zamierzają poprawić żywienie w szpitalu, skoro procedury są tak nisko wycenione. To dlatego to jedzenie jest tak marne i szpitale na tym oszczędzają. Przez to ten "wsad do garnka", czyli kwota przeznaczana na wyżywienie, jest niski. Złożenie obietnicy widać jest realne, ale władze musiałyby zwiększyć finansowanie szpitali - mówiła Agata Kaczmarczyk, przewodnicząca Regionu Małopolskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w rozmowie z Gazeta.pl.
Dodaje, że NFZ nie kontroluje, na co dany szpital wydaje pieniądze. - Przykładowo: Szpitale mają problem, żeby wypłacić pielęgniarkom wynagrodzenie zgodnie z ustawą. Dalej: są szpitale, gdzie lekarze wystawiają faktury za leczenie na 200 tysięcy złotych miesięcznie. Więc ja nie jestem przekonana, że jeśli dodatkowe pieniądze trafią do szpitala, to rzeczywiście trafią na jedzenie - mówi.
Rozmówczyni Gazeta.pl ocenia zatem, że to, co powiedziała Sójka, "brzmi jak piękna obietnica, ale niemożliwa do zrealizowania". Trzyma jednak kciuki, bo poprawa żywienia na pewno przyniosłaby korzyść pacjentom. W tym miejscu warto jednak dodać, że podobną obietnicę Prawo i Sprawiedliwość złożyło już cztery lata temu. Problem jest jednak znany znacznie dłużej, więc PiS miało aż osiem lat, by jakkolwiek zadziałać. Gdyby ze złożonej obietnicy się wywiązało, być może dziś nie trzeba byłoby pisać tego tekstu.