Utytułowany barman flairowy podaje przepis na oleosacharum. "Można zmieszać z bezalkoholowymi bąbelkami"

Marek Posłuszny jest dziś współwłaścicielem agencji barmańskiej i jeździ po całym świecie szkoląc innych pasjonatów mieszania smaków i rzucania butelkami. A karierę zaczynał jako weekendowy kelner w karczmie na Podbeskidziu.

Więcej ciekawostek ze świata gastronomii na haps.pl

Marek Posłuszny reprezentował Polskę na ponad 200 międzynarodowych konkursach, w których 64 razy stawał na najwyższym podium, w tym: trzy Mistrzostwa Świata IBA, dwukrotna, wygrana WFA Grand Slam oraz Mistrzostwo Świata Roadhouse WFA Championship. Przeszkolił tysiące barmanów podczas swoich wykładów i szkoleń, na które zapraszany jest z różnych stron świata. Obecnie działa jako organizator, sędzia i prowadzący wydarzeń barmańskich. Jest współwłaścicielem agencji barmańskiej.

Ewa Rąbek: Kiedy zaczęła się twoja kariera za barem?

Marek Posłuszny: Dawno (śmiech). Gdy miałem 18 lat, zostałem weekendowym kelnerem w karczmie na Podbeskidziu, gdzie drinki serwowały barmanki, które wieczorami podrzucały butelkami za barem. W tamtym czasie były to jedne z nielicznych barmanek flair w Polsce, a na pewno jedyne, które rzucały butelkami w okolicy. Postanowiłem spróbować i złapałem niesamowitego bakcyla. Wiedziałem, że nie będzie to krótka przygoda. Dwa lata później zdałem maturę, zacząłem podróżować po całym świecie i występować na zawodach.

Serwujesz drinki czy koktajle?

M.P.: Nie masz pewności, czym się różnią pierwsze od drugich? (śmiech)

Dokładnie tak.

M.P.: Nie ma znaczenia, czy mówimy drink czy koktajl. Z technicznego punku widzenia drink jako rzeczownik określa napój, dowolny. Nie koniecznie musi być alkoholowy. Z kolei koktajl to alkoholowy miks co najmniej dwóch składników. Bezalkoholowy odpowiednik koktajlu to moktajl (z ang. mocktail).

Mam jeszcze problem z odróżnieniem "zwykłego" barmana od tego flairowego... 

M.P.: Nie jestem fanem dzielenia barmanów na zwykłych i flairowych. Każdy jest zwykłym barmanem i rolą każdego barmana jest obsługa gości, wydawanie napojów i mieszanie drinków. Zamówienie powinno być zrealizowane jak najlepiej, a to czy ktoś podrzuci w między czasie butelką czy nie, to już jest drugorzędna sprawa. Chociaż oczywiście flair dobrze użyty w pracy jest super efektownym do niej dodatkiem. Co ważne, żeby zostać barmanem flair nie trzeba żonglować butelkami, a wystarczy opanować kilka fajnych ruchów, które można zaprezentować wybranym gościom.

 

Wciąż trenujesz?

M.P.: Prawie nieustannie, chociaż ostatnio nie brałem udziału w żadnych zawodach. Dawniej powtarzałem pojedyncze triki, całe układy i występy, i takie treningi trwały nawet 10-12 godzin na dobę. Zwłaszcza przed mistrzostwami. Teraz wystarczy mi kilka godzin w tygodniu, żeby utrzymać formę i być gotowym do wstępów komercyjnych.

A czy te historie o "krwawych" wypadkach w czasie treningów to prawda?

M.P.: Niestety tak. Zdarzają się nawet najlepszym, bo grawitacja wciąż działa, a to, co wyrzucone w górę, nie zawsze udaje się złapać (śmiech). Upuszczenie butelki na ziemię to jedno, ale podrzucanie szklanymi butelkami i metalowymi shakerami może skończyć się boleśnie. Myślę, że przez te wszystkie lata miałem założonych w sumie między 40 a 50 szwów.

Zdarzają się poważniejsze przypadki niż skaleczenia?

M.P.: Tak. Kiedyś widziałem jak pęknięta w powietrzu butelka wbija się w udo kolegi robiąc głęboką ranę. A jeden ze świetnych zawodników, trenując do mistrzostw świata, rozciął sobie przedramię, uszkadzając żyły oraz ścięgna. Pełnego zakresu ruchu w ręce już nie odzyskał i jego kariera mocno na tym ucierpiała.

A co z mrokami pracy za barem?

M.P.: Na szczęście mam niewiele niemiłych wspomnień z czasów pracy za barem, bo zawsze pracowałem w samych fajnych miejscach. Tych, w których chciałem, a nie musiałem. Chociaż długie zmiany, nocna praca i powroty nad ranem nie zawsze należały do najprzyjemniejszych. No i oczywiście goście, którzy pod wpływem alkoholu robią się agresywni. Trzeba sobie z nimi radzić, a w szkołach barmańskich nie uczono nas co zrobić z wielkim gościem szukającym upustu emocji przy barze (śmiech). Jednak takie incydenty mogą zdarzyć się wszędzie i zawsze i nie licząc kilku takich przypadków, mogę stwierdzić, że moja praca przyniosła mi mnóstwo dobrych wspomnień, pozwoliła zwiedzić sporą część świata i poznać tysiące fajnych ludzi. Gdybym mógł się cofnąć w czasie to chciałbym przejść tę drogę raz jeszcze.

To teraz czas na twój ulubiony koktajl. Jaki to?

M.P.: Nie ma takiego, ale mam swoje ulubione samki - jestem fanem tych gorzkich i cytrusowych. Gorzki smak to jest podobno ten, który pobudza w nas chęć wzięcia następnego łyka. Ostatnio chętnie sięgam po smaki i aromaty hibiskusa, grejpfruta, wiśni oraz olejki eteryczne ze skórki grejpfruta. Zarówno w wersji alkoholowej, jak i bezalkoholowej. 

A podsuniesz przepis na dobrego drinka bezalkoholowego, który można przygotować samemu w domu?

M.P.: Jeśli ma to być koktajl o złożonym smaku, a nie mamy doświadczenia, to najlepiej sięgnąć po gotową bazę. Tylko powinna to być baza, która w swoim składzie ma coś więcej niż kwasek cytrynowy i cukier (śmiech). Warto więc czytać etykiety. Taka baza może posłużyć do przygotowania drinka zarówno bezalkoholowego np. z wodą gazowaną, bezalkoholowym ginem czy Prosecco, jak i procentami. Do dekoracji plasterek pomarańczy i gotowe. A jeżeli ktoś lubi bawić się w takie domowe produkcje, to gorąco polecam stworzyć oleosacharum ze skórek z grejpfruta. Zasypujemy je cukrem i zostawiamy w zaciemnionym miejscu na 24 godziny. Następnego dnia dodajemy trochę ciepłej wody oraz świeżo wyciśnięty sok z grejpfruta (z którego wcześniej ściągnęliśmy skórki). Całość przecedzamy i taki aromatyczny, gorzki kordiał jest gotowy do zmieszania z bezalkoholowymi bąbelkami.

Więcej o: