W polskiej kuchni jest trochę zapomnianych potraw. Jedną z nich jest na przykład zupa "nic", którą przygotowywały babcie, a wnuki ochoczo się nią zajadały.
O innej zupie przypomnieli ostatnio leśnicy z Nadleśnictwa Kościerzyna. Jedno zdjęcie, które opublikowali na Facebooku wywołało lawinę komentarzy.
Zupa brukwiowa to dla jednych zapomniany przysmak, a dla innych prawdziwa zmora. Dlaczego tak wielu osobom źle się kojarzy? Głównym powodem jest fakt, że brukiew była bardzo pospolitym i tanim warzywem w czasach I i II Wojny Światowej, dlatego bardzo często lądowała na polskich stołach. Najczęściej w najprostszych postaciach - zupy, papki czy dodatku do mięs (o ile były). Naszym babciom i dziadkom kojarzyła się z wojną i biedą, a także jedzeniem dla zwierząt, bo i do tego była wykorzystywana. Nic więc dziwnego, że dziś nie zachowało się zbyt wiele kulinarnych zwyczajów z celebrowaniem brukwi.
Mimo to trochę ich jest, a najsłynniejsza to po prostu zupa brukwiowa, którą wciąż przyrządza się w niektórych domach, m.in. na Kaszubach. Potwierdzają to komentarze, które szybko pojawiły się pod postem leśniczych. Jedna z obserwatorek profilu Nadleśnictwa podzieliła się rodzinną historią:
Jako dziecko jadałam w przedszkolu i bardzo mi smakowała - ale w moim domu nigdy jej nie robiono. Mój ojciec miał wstręt po niemieckim lagrze, gdzie trafił we wrześniu 1939 roku. Najpierw musieli wykopywać z pola, a potem jedli ją na okrągło.
Pojawiło się też mnóstwo komentarzy, w których użytkownicy całkiem pozytywnie wypowiedzieli się na temat kontrowersyjnej brukwiówki. Niekiedy nawet z czułością:
Tylko i wyłącznie na gęsinie. Przepychota!
Na Kaszubach w mojej rodzinie gotujemy pyszną brukwiową na gęsinie w okresie jesienno-zimowym.
Ostatni raz (jakieś 25 lat temu) taką zupkę gotowała mi babcia.
Smak dzieciństwa (50 lat temu) - zaaaaa dużo. Dzisiaj z przyjemnością bym zjadł.
Okazuje się, że naprawdę sporo osób jeszcze pamięta ten smak, lecz jadły go ładnych kilka dekad temu. Nic nie stoi na przeszkodzie, by przygotować ją samodzielnie. Jak? Tu też z pomocą przychodzą komentarze, a konkretnie przepis autorki opisywanej przez leśników zupy. Brzmi banalnie prosto - aż szkoda nie spróbować:
Wywar z gęsiny, dużo marchwi, liść laurowy i ziele angielskie. Brukiew pokroić w słupki i zlać wrzątkiem [w ten sposób pozbywamy się ewentualnej goryczki - przyp. red.]. Wrzucić do wywaru, nieco później dodać ziemniaki pokrojone w kostkę. Na koniec furę majeranku. Potem jeść i uważać, żeby się nie poparzyć.
Macie jakieś wspomnienia związane z brukwiówką? A może nie mieliście nigdy okazji jej spróbować? Jeśli tak, warto ją zrobić - choćby eksperymentalnie.