Gastronomia: Wsparcie rządu nie wystarcza. Restaurator sprzedaje własny dom, by opłacić pracowników

Właściciel dwóch restauracji w Lublinie sprzedaje dom, żeby móc zapłacić pensje pracownikom. Apeluje, by klienci wspierali swoje ulubione lokale.

Gastronomia - obostrzenia zmuszają do radykalnych kroków

Jacek Abramowski, właściciel dwóch restauracji w Lublinie - Sielsko Anielsko i Jezuicka 16 - przez pandemię i wprowadzone obostrzenia znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Postanowił sprzedać własny dom. Wszystko po to, by móc wypłacić pensje swoim pracownikom.

Ogłoszenie o sprzedaży pojawiło się na Facebooku: 336 mkw. 8 pokoi. Działka 1400 mkw. Niby przy samym Lublinie, ale w naturalnej jeszcze okolicy. Później post został usunięty z portalu i przeniesiony na stronę z ogłoszeniami. Jak powiedział Abramowski w wywiadzie dla "Dziennika Wschodniego", spotkał się z nieprzychylnymi komentarzami. Decyzja o sprzedaży jest jednak przesądzona, ponieważ właściciel dwóch lubelskich restauracji nie wyobraża sobie zwolnić nikogo spośród 30 osób, które zatrudnia. Już wcześniej sprzedał obrazy, by ratować działalność. Mimo to w obecnej sytuacji nie jest w stanie płacić nawet minimalnej pensji.

"Miałbym ochotę zanieść premierowi te 5 tys. zł i kazać mu utrzymać za to całą Radę Ministrów"

Abramowski przyznał, że otrzymuje mnóstwo wsparcia od ludzi - zarówno od znajomych i stałych gości restauracji, jak i od internautów. Jest zmotywowany, by ratować restauracje i móc płacić swoim pracownikom należne pensje

Wynajmiemy z żoną jakieś małe mieszkanie, a pozostałe pieniądze uratują firmę.

Restauracje serwują obecnie dania na wynos, ale to nie wystarcza. Lubelski restaurator przyznał, że niektórzy politycy sugerują zmianę działalności, ale, jak mówi: "My maseczek czy respiratorów przecież nie zaczniemy produkować". 

Miałbym ochotę zanieść premierowi Morawieckiemu te 5 tys. zł, o których mówi, że uratuje przedsiębiorców i kazać mu utrzymać za to całą Radę Ministrów. Chciałbym dać każdemu ministrowi po 2 tys. zł, które oferują osobom zwolnionym z powodu epidemii i kazać im się za to utrzymać, płacąc normalnie rachunki i kupując jedzenie. Bardzo denerwuje mnie, gdy słyszę w telewizji, jak to dzięki pomocy rządu polskie firmy radzą sobie z epidemią. Od marca do czerwca jakoś przetrwaliśmy. Wakacje były dobrym czasem. Dzięki nim mogliśmy oddać długi zaciągnięte przy pierwszym lockdownie. Ale nie wystarczyło, żeby odłożyć pieniądze na drugie zamknięcie.

- powiedział restaurator.

Zobacz wideo Cztery sposoby na przyrządzenie śledzia

Abramowski mimo tragicznej sytuacji, jest pełen nadziei, że uda mu się przetrwać. Zapewnia, że obie restauracje są cały czas w gotowości i zaczną przyjmować gości, gdy tylko to będzie możliwe. Tymczasem apeluje do wszystkich, by wspierali swoje ulubione małe restauracje, aby mogły przetrwać, a właściciele, by byli w stanie wypłacić personelowi wynagrodzenie. Wiele lokali można wesprzeć, zamawiając w nich posiłek na wynos lub z dowozem bądź, wykupując catering świąteczny. Niektóre restauracje oferują też vouchery, które po lockdownie będzie można wymienić na danie. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.