Już na pierwszy rzut oka widać, że Francesinha to nie jest zwykła kanapka. Powiedzieć, że jest wypasiona albo "na bogato", to jak nic nie powiedzieć. W środku znajdziemy całą masę dobra. Ale o tym później. Kanapka raczej kojarzy się z czymś na śniadanie albo lunch, ale o tej wersji trzeba myśleć raczej w kategorii burgerów - to z uwagi na dodatki o większym kalibrze pod kątem kaloryczności. Będzie więc dobra na obiad albo wczesną kolację. Choć często sprawdza się jako remedium na kaca.
Nazwa dosłownie oznacza "małą Francuzeczkę". Podobno kanapkę opracował i nazwał w ten sposób pewien Portugalczyk, który mieszkał we Francji. Dlaczego akurat tak? Plotka głosi, że po prostu bardzo przypadły mu do gustu młode, skąpo ubrane Francuzki i to im chciał zadedykować, czy nazwać na ich cześć swoje danie.
Francesinha fot. Matyas Rehak / shutterstock.com
Inna, bardziej prawdopodobna wersja, również odnosi się do Portugalczyka, który mieszkał we Francji, jednak powrócił do swojego kraju, do miejscowości Porto. Chciał przekonać rodaków do popularnej francuskiej kanapki - croque monsieur. Przygotował ją jednak w style bliższym gustom Portugalczyków. Francesinha stała się hitem i do tej pory uznawana jest wręcz za dobro regionalne Porto (choć jej wersje pojawiają się też w innych miejscowościach).
W Portugalii spotkamy wiele wariacji na temat tej kanapki. Każdy robi ją trochę po swojemu, dlatego podróżnicy sugerują, by nie zrażać się, jeśli w jednym miejscu nam nie posmakuje. Warto spróbować jej gdzieś indziej.
Francesinhę podaje się najczęściej w otoczeniu frytek, które polewa się specjalnym sosem - również składnikiem samej kanapki. A w jej wnętrzu, pomiędzy dwiema kromkami pieczywa, znajdziemy składniki, które zawrócą w głowie każdemu mięsożercy.
Francesinha fot. Eunji Ju / shutterstock.com
To plastry dojrzewającej szynki, wędzona kiełbaska (linguiça), surowa kiełbaska (po obróbce), np. chipolata i kawałek steku lub pieczeni, a do tego wszystkiego jeszcze sporo rozpuszczonego sera oraz gęsty sos na bazie pomidorów i piwa. Niekiedy na samym wierzchu podaje się jeszcze sadzone jajko. Prawda, że bomba?
Mimo słusznego wypełnienia danie wygląda nawet całkiem zgrabnie i niepozornie. To za sprawą prezentacji, bo całość przykryta jest plastrem sera, który spływa po brzegach i okrywa całość niczym kołderka. Dopiero wgryzienie się w kanapkę pokazuje, co naprawdę ma w środku.
Każdy Portugalczyk zachęca turystów, by próbowali tego dania, więc z pewnością warto. Ale może jedno na spółkę?