Więcej treści kulinarnych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Do jedzenia w takich miejscach jak samoloty czy pociągi zwykle podchodzi się z dość dużą rezerwą. Gdy już zdecydujemy się, żeby coś tam zjeść, raczej nie oczekujemy wybitnych doznań smakowych. Okazuje się jednak, że czasem można się pozytywnie zaskoczyć. Tak było w przypadku Agnieszki i Natalii, które podróżowały pociągiem Pendolino z Warszawy do Sopotu.
Podczas tej podróży postanowiłam sprawdzić, jak smakuje słynne śniadanie z WARS-u. Wiele osób mi o nim mówiło i niemalże wszyscy się nim zachwycali. Zawsze wydawało mi się, że to "pociągowe" jedzenie nie może być dobre. Nie ukrywam, że miło się zaskoczyłam.
Agnieszka zamówiła śniadanie z dwoma jajkami sadzonymi, dwiema kiełbaskami, pomidorem, boczkiem, trzema kromkami ciemnego pieczywa, masłem oraz sałatką z dressingiem miodowym. - Był przepyszny, ale jeśli nie lubicie miodu, to prawdopodobnie nie będzie wam smakować - mówi. Pasażerka przyznaje, że już po pierwszym kęsie czuła, że śniadanie zostało świeżo przygotowane.
Jedzenie było ciepłe, porcja była duża, ale cena mogłaby być niższa. Jednak w dzisiejszych czasach trzeba liczyć się z tym, że niestety za jedzenie najwięcej się płaci.
Faktycznie, śniadanie w pociągowym wagonie restauracyjnym to niemały wydatek. Jest najdroższe w karcie i kosztowało aż 31,50 zł. Za taką cenę w wielu miejscach bez problemu można byłoby zjeść porządny obiad. Agnieszka uważa jednak, że mimo wszystko kwota jest adekwatna do wielkości porcji.
Towarzyszka Agnieszki, Natalia, zamówiła z kolei racuchy. - Kupiłam, ale myślałam, że będę rozczarowana. Wybrałam racuchy z jogurtem, bo nie jadłam ich dobrych kilka lat. Ich smak pamiętam jeszcze z dzieciństwa, kiedy na obiad robiła mi je moja babcia Hania na wsi na wakacjach - opowiada. Warsowe racuchy miały więc mocnego przeciwnika do pokonania. Wiadomo przecież nie od dziś, że babcie są mistrzyniami gotowania i trzeba włożyć sporo wysiłku, by im dorównać. Czy racuchy z pociągu dały radę?
Muszę powiedzieć, że są całkiem smaczne. Zaskoczyły mnie pozytywnie. Były pulchne, ciepłe, słodkie, ale takie nie za słodkie, i całkiem spore.
Natalia podkreśla jednak, że minusem był brak cukru pudru. - Moim zdaniem to obowiązek, żeby były podawane z cukrem pudrem. WARS proponuje je z jogurtem, co mnie trochę zdziwiło, ale nie ukrywam, że spodobało mi się to połączenie - przyznaje. Podobnie jak w przypadku śniadania, tak i przy tym zamówieniu najbardziej problematyczna okazała się cena. Za porcję, na którą składały się trzy duże racuchy, Natalia zapłaciła 23,50 zł.
Myślę, że cena mogła by być trochę niższa, ok. 15 złotych. Mimo to uważam, że śmiało te racuchy mogą konkurować z tymi od babci.
Nie zawsze jednak jedzenie w pociągowym wagonie gastronomicznym smakuje tak dobrze. Jakiś czas temu swoimi wrażeniami dotyczącym posiłków z WARS-u podzieliła się TikTokerka Aga Testuje, która prowadzi profil Wyższy Instytut Smaku. Influencerka zamówiła burgera i herbatę, za które zapłaciła prawie 50 zł. Nie była jednak zadowolona. Nie dość, że było drogo, to jedzenie przyszło po godzinie od zamówienia i w dodatku już zimne. Zamówiony burger z szarpaną wołowiną, jak przyznaje sama autorka, prezentował się nieźle i nawet apetycznie. Jednak czar prysł, gdy wzięła pierwszy gryz. "To był jeden z najgorszych burgerów, jakie miałam okazję jeść w życiu" - powiedziała.
A wy jak oceniacie posiłki z WARS-u? Zdarzyło wam się kiedyś zjeść w pociągu śniadanie lub obiad? Uważacie, że ceny są adekwatne do jakości i wielkości porcji czy jednak powinny być niższe? Piszcie w komentarzach!