Ostatnio napisała do nas pani Maria, która pożaliła się, że sąsiedzi już nie odpowiadają jej na "dzień dobry", bo w weekend rozbija kotlety schabowe o szóstej rano albo wcześniej, bo, jak wspomina, cierpi na bezsenność. "Rozumiem, że rozbijanie schabowych o szóstej może kogoś zmartwić, ale jestem u siebie" - czytamy.
"Cisza nocna trwa od dwudziestej drugiej do szóstej rano. Więc jeśli i tak nie śpię od czwartej i mam w planach przygotowanie kotletów schabowych, to jeśli zacznę je bić o szóstej, to nikt nie musi się do mnie o to przyczepiać. A się czepiają. No przepraszam - jestem u siebie, ja opłacam czynsz i rachunki, i mogę robić w swoim mieszkaniu, co tylko chcę."
Jednak sąsiedzi pani Marii są innego zdania. Uważają, że w ten sposób sąsiadka zakłóca spokój, mimo tego, że działa, jak uważa, najczęściej poza ciszą nocną. Twierdzi także, że cała czynność nie zajmuje jej dłużej niż 10 minut, bo "ma dobry tłuczek". Jednak sąsiedzi są podobno wyczuleni. Czy mają słuszność?
"Ja doskonale rozumiem, że hałas od uklepywania kotletów może denerwować, domyślam się, ale to tylko 10 minut. A jak dwie sąsiadki przyszły do mnie w szlafrokach, bo na kolację smażyłam sobie wątróbkę i im rzekomo śmierdziało? To ja przepraszam, mam nie jeść kolacji, bo kobitkom śmierdzi?" - żali się pani Marysia. Dodaje także, że takie doświadczenia z sąsiadami miała jedynie w mieszkaniu na warszawskim Bemowie. Kiedy wraca do swoich rodzinnych stron i rozbija kotlety nawet o czwartej rano, rodzice się nie budzą i nikomu to nie przeszkadza.
Schabowe chyba będę robiła już tylko na wsi, ale od wątróbki proszę mi się odmeldować.