To prawdopodobnie najczęstsze pytanie, jakie zadajemy sobie każdego dnia. Ironicznie im więcej możliwości, tym trudniej się zdecydować. Można przygotować coś do jedzenia, ale tu przytłacza nas lawina kolejnych pytań: Na co mam ochotę? Co mam w lodówce? Jeśli brakuje jakiegoś składnika, czy mogę pójść do sklepu? Czy w ogóle chce mi się gotować?
Można też zamówić, jednak i ta opcja nie jest taka prosta. W wielu miejscowościach do wyboru jest kuchnia polska albo pizza, a nie zawsze mamy na to ochotę. A jeśli już mamy możliwość zamówienia czegoś tajskiego, meksykańskiego czy sushi, zasypują nas wątpliwości: Co tu wybrać? Na co mam ochotę? Czy dowiozą, zanim będę już bardzo głodny/a?
Problem poruszyła niedawno użytkowniczka Twittera, @JawnValjawn. W poście wyraziła to, co w wielu głowach dzieje się każdego dnia, ale nie każdy z nas to zwerbalizował.
Czy też macie cholernie dość zastanawiania się, co zrobić na obiad? To na serio może być najgorsza część bycia dorosłym. Nikt mnie przed tym nie ostrzegał
- napisała autorka. Tweeta polubiło ponad 260 tysięcy użytkowników, ustanawiając go jednym z najbardziej palących ostatnio tematów na portalu w Australii.
Komentujący podzielili się na kilka obozów. Jedni gotować lubią, lecz nigdy nie mają pomysłu, co zrobić. Inni jedliby w kółko to samo, a jeszcze kolejna grupa najchętniej w ogóle przestałaby jeść. Jednak wszystkich łączył ten sam wątek - ciągłe, powracające każdego dnia jak bumerang pytanie, które w wielu głowach pojawia się w towarzystwie nerwowego akompaniamentu muzyki ze "Szczęk" (słyszycie to?): CO NA OBIAD?
To jest stuprocentowo najgorszy aspekt bycia dorosłym. Mamy karmić siebie kilkukrotnie w ciągu dnia przez... resztę naszego życia? To jakieś żarty!
Nawet zamawianie jedzenia zajmuje mi 45 minut. Beczka.
To druga najbardziej stresująca część mojego życia.
Dodaj do równania dzieci i robi się 10 razy gorzej!
W każdą niedzielę! Nie stresuję się pracą w poniedziałek, tylko tym nieszczęsnym planowaniem jedzenia na tydzień!
To tylko pojedyncze komentarze, które pojawiły się pod tweetem. Szczerze? Choć sami "siedzimy" w temacie i na brak inspiracji nie narzekamy, zgadzamy się w stu procentach. No bo co tu wybrać, skoro tyle możliwości? Z ciekawości jednak zapytaliśmy o zdanie nasze redakcyjne koleżanki. Zaskoczenia nie było:
To jest najgorsze pytanie, które słyszę od męża: "Co chcesz na obiad?" A ja nigdy nie wiem!
U mnie mąż decyduje. Jak ja mam gotować, to rodzina musi czekać do jutra
Rozwiązanie? Cóż, nie zdecydujemy za was, jednak zainspirowaliśmy się kilkoma podpowiedziami od użytkowników Twittera. Niektórzy przyznają, że mają swoje złote dania, które sprawdzają się zawsze, gdy brak pomysłu, na przykład spaghetti bolognese albo jajka z bekonem. Inni polecają zrobić mały zapas ulubionych potraw, ale takich, które można długo przechowywać, jak mrożoną pizzę czy nuggetsy. Inni zaś zachwalają dietę pudełkową, w której kwestię decyzji pozostawiamy komuś innemu.
A jak jest u was? Znacie ten problem? A może bez problemu planujecie dania na kolejne dni?