Za obiad w barze mlecznym zapłacił 18 zł. Potem poszedł na Openera. "Miałem wielki dysonans"

Inflacja w Polsce zaczęła spadać, a ceny trochę wyhamowały. Nadal jednak musimy liczyć się z tym, że w wielu miejscach jest drogo. Tym większe może być nasze zdziwienie, gdy trafimy do baru czy restauracji, w których czas się zatrzymał. Tak poczuł się nasz openerowy wysłannik, Bartek Marcinkowski, gdy najpierw zjadł obiad w barze mlecznym w Gdyni, a potem pojechał na teren festiwalu.

Więcej treści na temat festiwalu znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.

Ceny na Openerze mogą wprawiać w osłupienie. Pisaliśmy już, że w tym roku w strefie gastronomicznej trzeba zapłacić ok. 40 zł za zupy i burgery, ponad 30 zł za churrosy czy 25 zł za frytki (rok temu kosztowały 20 zł). Z jednej strony to z pewnością skutek inflacji, z drugiej wystawcy muszą zapłacić organizatorowi tzw. opłatę stoiskową. Takie kwoty sprawiają jednak, że nie wszyscy decydują się na kupienie jedzenia na terenie festiwalu. Dziennikarz serwisu Kultura Gazeta.pl, Bartek Marcinkowski, rozmawiał z dwiema uczestniczkami, które zgodnie przyznały, że tegoroczne ceny są za wysokie na ich studencki budżet. Dziewczyny zdecydowały się zjeść tylko frytki, które wydawały im się najtańsze spośród wszystkich dostępnych opcji.

Zobacz wideo Pytamy uczestniczki Openera, czy ceny jedzenia w tym roku to przesada

Zjadł obiad za 18 zł w barze mlecznym. Potem zobaczył ceny na Openerze

Drogie jedzenie na imprezie może przyczyniać się do tego, że uczestnicy będą szukali punktów gastronomicznych poza terenem festiwalu. Może im się to opłacić. Nasz wysłannik pierwszego dnia wybrał się do jednego z barów mlecznych w centrum Gdyni. Zamówił tam obiad, który składał się z ziemniaków, pieczeni z sosem i surówki. Za cały zestaw zapłacił 18 złotych.

Wszystko było bardzo dobre. Najadłem się i miałem mnóstwo energii do pracy. Później, gdy wróciłem do domu, miałem wielki dysonans. Za normalny obiad zapłaciłem 18 zł, a za zwykłe frytki na Openerze aż 25.

Cenny innych dań w barze też wyglądały zachęcająco. Przykładowo: zupa pomidorowa, żurek z jajkiem, krupnik i zupa owocowa kosztowały 8 zł. Za kotlet z jaj trzeba zapłacić 6 zł, za roladkę z pieczarkami lub ze szparagami 10 zł. Nieco droższe są naleśniki. Niezależnie od dodatków (do wyboru z twarogiem, jabłkiem lub dżemem) trzeba zapłacić 14 zł za porcję 270 g. Dodatki, np. marchewka, buraki, szpinak i surówka z kapusty kosztują 4 zł. Bartek trafił też na food truck z frytkami, który zaparkował przy jednej z gdyńskich z plaż. Za małą porcję frytek (220 g) trzeba było zapłacić 15 zł, za dużą (350 g) - 20 zł.

Więcej o: