W Polsce w każdej sekundzie trafiają do kosza 153 kg jedzenia. W święta ta liczba wynosi trzy razy więcej

Nasza piękna tradycja biesiadowania w święta ma niestety też drugą stronę - gigantyczną ilość wyrzucanego po świętach, niepotrzebnie przygotowanego jedzenia. Co możemy z nim zrobić? Oddać.
Badania pokazują, że święta to czas, kiedy w koszu ląduje dwa lub nawet trzy razy więcej żywności

- opowiada Anna Kurnatowska, Country Managerka Too Good To Go, aplikacji, która zapobiega marnowaniu żywności.

Dziesięć procent Polaków przyznaje, że po rodzinnym ucztowaniu w ich domu marnują się minimum 2 kg produktów. Niecałe dwadzieścia procent szacuje, że będzie to od 1 do 2 kg.

Przyjrzyjmy się jeszcze statystykom codziennym. Najświeższe dane z projektu PROM podają, że każdego roku w Polsce marnujemy ok. pięć milionów ton dobrego do spożycia jedzenia, z czego aż 60 proc. w naszych domach. Patrząc globalnie, aż 1/3 dobrej do spożycia żywności się marnuje. Oznacza to, że w każdej sekundzie 51 ton jedzenia ląduje w koszu, co rocznie daje 1,6 mld ton. Co można więc zrobić, żeby temu zapobiec? Odpowiedzi może być wiele, ale jedną z nich jest dzielenie się.

- Owo dzielenie się może mieć wiele form - tłumaczy Anna Kurnatowska. - Możemy podarować posiłek bliskim, znajomym, kolegom i koleżankom w pracy, czy zostawić w jednej z lokalnych lodówek społecznych, które działają w ramach inicjatywy Foodsharing Polska.

Czym jest foodsharing?

- Idea społecznego ratowania jedzenia przed zmarnowaniem pojawiła się siedem lat temu w Niemczech - opowiada mi z kolei Sylwia Walendowska-Majcher, dziennikarka, autorka poradnika "Wykorzystuję, nie marnuję. 52 Wyzwania Zero Waste" i bestsellerowej książki "Gotuję, nie marnuję. Kuchnia zero waste po polsku". - Pomysłodawcą był aktywista Raphael Fellmer. Projekt dzielenia się nadmiarem produktów wykiełkował w jego głowie w czasie jednej z podróży. Dotarł z Holandii do Meksyku bez pieniędzy. Jadł to, co dostał od poznanych w drodze ludzi. Aktywista zrozumiał, że nie ma sensu kupować jedzenia, skoro tony niewykorzystanej żywności kończą na śmietniku. Razem ze swoimi wolontariuszami w ponad 700 jadłodzielniach przez kilka lat przed koszem uratował sporo dobrych produktów. W Polsce lodówki stoją między innymi w Warszawie, Krakowie, Toruniu i Wrocławiu - mówi Majcher.

Wtóruje jej Jacek Malicki, koordynator w Foodsharing Warsaw. - Foodsharing to po prostu grupa osób, która bez zbytnich formalności, działając oddolnie, postanawia uratować tyle jedzenia, ile może - w swoim otoczeniu, lokalnie. Foodsharing to dzielenie się jedzeniem, tworzenie miejsc, w których ta wymiana jest możliwa, czyli jadłodzielni, ale także korzystanie z jedzenia, które ktoś inny postanowił uratować dla ciebie i innych. Czasem bardzo dobrego jedzenia - uśmiecha się Malicki. - Kładziemy nacisk na aspekt środowiskowy zjawiska marnowania żywności, które postrzegamy jako kolejny cios dla naszej coraz bardziej wyeksploatowanej planety, dlatego nie jesteśmy instytucją charytatywną. Ale współpracujemy z nimi.

Zawartość takiej foodsharingowej lodówki dostępna jest dla wszystkich bez względu na zasobność portfeli. - Jedna z wrocławskich ratowniczek jedzenia Agnieszka Maniewska powiedziała mi kiedyś, że lodówka społeczna to takie jajko niespodzianka - nigdy nie wiadomo, co się trafi, a zawsze można liczyć na przyjemność z ratowania żywności i smaku, który dostaje się za darmo - opowiada Sylwia Walendowska-Majcher.

W lodówkach można znaleźć dania z najlepszych restauracji i sklepów, które aktywnie współpracują z wolontariuszami. Jest hummus, wegański gulasz, burgery, sałatki, warzywa i owoce, rogale z francuskiego bistro, są śmietany, którym kończy się termin ważności, sery. Trafia tam jedzenie z cateringów i coraz częściej wesel.

- Zgadza się, bo mieszkając w wielkim mieście, możemy ratować tony jedzenia z bazarów, restauracji, wszelkich konferencji, targów, szkoleń czy planów zdjęciowych. Foodsharing Warszawa każdego roku w ten sposób ratuje kilkadziesiąt ton jedzenia - mówi Malicki.

Możemy stworzyć jadłodzielnię w swoim miejscu pracy, na uczelni czy też osiedlu. Ale można też stworzyć dla swojej dzielnicy grupę w mediach społecznościowych. - Tam, gdzie mieszkam, taką grupę stworzyła moja partnerka i jest w niej już ponad tysiąc osób. Przyznam szczerze, że jestem mieszczuchem i nigdy nie mieszkałem na wsi, ale wiem, że można ratować tzw. pokłosie, czyli pozostałości po zbiorach, można też dzielić się jedzeniem, które zostało po weselach lub innych uroczystościach rodzinnych - mówi Malicki. Stworzenie jadłodzielni nie musi być drogie - wystarczy, że ktoś podaruje na ten cel używaną lodówkę, samodzielnie zrobimy regał na jedzenie, znajdziemy miejsce, gdzie ktoś udostępni prąd. W dużych miastach jadłodzielnie coraz częściej powstają w oparciu o pieniądze miejskie, w ramach budżetów obywatelskich, w mniejszych miastach można skorzystać z innych dostępnych form dofinansowania.

Zobacz wideo Oto kilka inspiracji na świąteczne śledzie. Zróbcie tyle, ile zjecie albo zapakujcie na wynos

Podziel się w święta i po świętach

No a co ze świętami w tym kontekście? Dwanaście potraw, bez których nie wyobrażamy sobie Wigilii, to przecież bożonarodzeniowy mus w wielu polskich domach. Co więc zrobić, żeby po tej uczcie nie wylądować z górą jedzenia, które trzeba będzie wyrzucić?

Przygotowania warto zacząć od dobrego planowania zakupów i ilości jedzenia, jaką chcemy zrobić

- radzi Kurnatowska. Myślenie w duchu zero waste zaczyna się faktycznie już przed wyjściem na zakupy. Przegląd szafek i lodówki, a także przygotowanie listy zakupów pozwala kupić dokładnie to, czego potrzebujemy. Do tego wykorzystywanie wszystkiego w kuchni, remiksy dań w zupełnie nowe potrawy, dobre przechowywanie czy wreszcie dzielenie się, jeśli mamy za dużo. - Choć to bardzo podstawowe codzienne działania, to efekt skali sprawia, że faktycznie zmieniamy nasz świat na lepsze - mówi Kurnatowska. A Sylwia Majcher dorzuca, że bonusem będą oszczędności - te w portfelu i czasu, który można wykorzystać w przyjemniejszy sposób niż nerwowe błąkanie się wśród sklepowych regałów.

A co jeśli już kolację czy świąteczne obiady przyrządziliśmy i jednak mamy jedzenia za dużo? - Nie ma lepszego prezentu dla bliskiej osoby niż pyszny posiłek "na wynos". Po zakończeniu świątecznej uczty przygotujmy paczki niespodzianki z jedzeniem - mówi Kurnatowska, której firma pomaga przygotowywać restauracjom, piekarniom i sklepom takie właśnie paczki każdego dnia, by jedzenie się nie zmarnowało. - W zamian zyskamy uśmiech obdarowanego oraz poczucie, że nie zmarnujemy jedzenia, w które włożyliśmy tyle serca - dodaje. Dobrze jest mieć wcześniej przygotowane pojemniki, pudełka, słoiki, etykietki.

Jadłodzielnia Jadłodzielnia  Fot. Krzysztof Mazur / Agencja Wyborcza.pl

Jeśli nie chcemy marnować jedzenia, to zamrażarka jest w okresie świątecznym naszą najlepszą przyjaciółką. Przechowa jedzenie przez wiele miesięcy, dzięki czemu pasztet bożonarodzeniowy dotrwa do Wielkanocy.

No a jeśli lodówka wciąż się nie domyka, możemy skorzystać właśnie z lokalnych lodówek foodsharingowych. Z zyskiem dla tych, którzy zwłaszcza w tym czasie szczególnie potrzebują wsparcia.

Jedzenie, którym chcemy się podzielić, nie może być popsute czy nieświeże!

- przestrzega Sylwia Walendowska-Majcher. - To najważniejsza zasada. Nie ma sensu robić bałaganu w lodówce składnikami, które nadają się do kosza. Warto zapakować dania czy produkty w mniejsze porcje. Świetnie sprawdzą się słoiki, materiałowe woreczki lub ściereczki do warzyw, które przy okazji mogą być dla kogoś dodatkowym prezentem - radzi dziennikarka. Paczkę z niewykorzystanym jedzeniem można samodzielnie dostarczyć do najbliższej lodówki. Lista miejsc jest na miejskich stronach foodsharingu lub ich profilach w social mediach. Można też poprosić o odebranie zapasów przez wolontariuszy.

Ważne, by posiłek był opisany, co jest w jego składzie i kiedy powstał. - Odbiorca korzysta bowiem z lodówki na własną odpowiedzialność, idea współdzielenia opiera się na zaufaniu społecznym - mówi Walendowska-Majcher.

- Może to tak nie wygląda, ale nawet takie proste działanie to działanie na rzecz naszej planety - mówi Jacek Malicki. - Jest to też myślenie w duchu DIY, "zrób to sam", zamiast oglądać się na rząd. Poza tym jest oparte na współpracy i zaufaniu do innych ludzi. I na przyjemności, jaką daje podzielenie się z kimś czymś dobrym - uśmiecha się. A czy nie o to właśnie chodzi w świętach Bożego Narodzenia?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.