Pojechała na narty, teraz pokazuje paragony z restauracji. "Żeby to jeszcze było smaczne..."

Jedna z naszych czytelniczek spędzała przerwę świąteczną z rodziną na nartach. Po powrocie z urlopu podzieliła się nami zdjęciami paragonów z jednej z lokalnych restauracji. Na pierwszy rzut oka ceny nie wydają się powalające, jednak kwoty za niektóre pozycje mogą zaskoczyć. Autorka zdjęć dodaje ponadto, że "jedzenie nie było warte swojej ceny".

Więcej najnowszych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.

Pani Ewelina okres świąteczno-noworoczny spędziła z rodziną na nartach w jednej z polskich miejscowości. Po powrocie postanowiła podzielić się z nami zdjęciami rachunków, które przyszło jej zapłacić w jednym z tamtejszych lokali gastronomicznych.

Szybkie spojrzenie na paragony nie wywołuje szoku. Na jednym widnieje cena 121 zł, na drugim 81 zł. Szczególnie na tym pierwszym zamówionych pozycji jest dość sporo, więc ostateczna kwota nie wydaje się wygórowana. Co innego, jeśli przyjrzymy się bliżej cenom poszczególnych dań. Schabowy za 20 zł (czytelniczka podkreśla, że była to cena za samo mięso, nie w zestawie), frytki z keczupem za 15 zł czy kiełbasa (choć ta już w zestawie) za 24 zł to nie są najniższe ceny, jakie możemy sobie wyobrazić.

O rosnących cenach mięsa media informowały w zeszłym roku kilkukrotnie. Między innymi we wrześniu serwis money.pl zwracał uwagę, powołując się na "Fakt", że skokowo wzrosły ceny schabu. W niektórych sklepach podwyżka cen za kilogram schabu bez kości przekroczyła 10 proc. (porównano ceny majowe z tymi z połowy września). Przykładowo w Carrefourze cena wzrosła z 22,29 zł do 25 zł, a w jednym z internetowych sklepów mięsnych z 28,48 zł do 31,05 zł.

Zobacz wideo Jak jeść zdrowo, gdy inflacja puka do drzwi? "Żegnajcie himalajskie sole za 149 zł/kg"

"Kiełbasa była odgrzewana chyba 10 razy"

Można byłoby tutaj oczywiście podnieść argument, że w tego typu turystycznych miejscach, kurortach - wszystko jedno czy letnich, czy zimowych - zawsze jest drożej. Pani Ewelina ma jednak pewne zastrzeżenia co do jakości zamawianego jedzenia.

Żeby jeszcze to jedzenie było smaczne, warte swojej ceny, to byłoby ok. W końcu codziennie nie jadamy w restauracjach, raz na jakiś czas sobie na to pozwalamy. Ale kiełbasa była odgrzewana na grillu chyba dziesięć razy, a kotlet miał bardzo grubą panierkę, żeby wyglądał na większy. W rzeczywistości była to sama bułka i jajko. Więcej tam nie pójdziemy

- mówi rozczarowana.

Paragony grozy to już norma. Ale Polacy mają obawy

Wiele osób do tego typu paragonów już przywykło. Rok 2022 pod tym względem nie był łaskawy, a wraz z początkiem 2023 wszystkie problemy z wysokimi cenami z pewnością nie znikną. Tego zresztą najbardziej obawiają się Polacy.

Z sondażu przeprowadzonego przez Instytut Badań Pollster na zlecenie "Super Expressu" wynika, że w 2023 roku najbardziej boimy się inflacji. Odpowiedziała tak ponad połowa (58 proc.) respondentów. - Bo o ile jeszcze niedawno wynagrodzenia rosły w tempie bliskim inflacji, to teraz już tak nie jest i wszyscy Polacy realnie tracą siłę nabywczą - tłumaczył w rozmowie z Marią Mazurek ekonomista, dr hab. Marcin Piątkowski.

"Zakończone święta pokazały, że drożyzna jest większa, niż pokazują statystyki GUS, gdyż koszyk analizowanych przez GUS produktów i usług zawiera aż 1500 pozycji. Normalnie tyle nie kupujemy. Mój prywatny koszyk zakupów świątecznych (karp, wędlina, chleb, masła, jajka) podrożał o 40 proc. rok do roku" - mówi "SE" Marek Zuber, ekonomista.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.