Ciocia mojego narzeczonego od wielu lat pracuje jako kucharka. W dni powszednie pracuje w szkolnej stołówce, w weekendy gotuje podczas wesel, komunii i różnych uroczystości w dwóch restauracjach i jednym domu weselnym. Wiele lat temu gotowała na mojej komunii i jej schabowe wspominam do dziś. Ostatnio miałam okazję wpaść do niej na kawkę i plotki. Ciotka była blada i zła. "Rodzicom się powywracało sama wiesz gdzie. Ja rozumiem, że ktoś lubi sushi, ale jak widzę, że później je jedzą nożem i widelcem, to śmiech mnie łapie".
Kiedyś komunie w większości odbywały się w domach, jeśli zaś rodzina była duża lub łączyły się uroczystości na przykład dwojga dzieci, rodzice wynajmowali salki parafialne, remizy lub inne miejsca spotkań. Wówczas nikt nie myślał o tym, by wynajmować restauracje lub domy weselne - głównie ze względów finansowych i przez to, że nie było zbyt wielu miejsc tego rodzaju, zwłaszcza w małych miastach i mniejszych miejscowościach.
Kiedy ja świętowłam swoją komunię przeszło 20 lat temu, rodzice wynajęli salę stołówkową w szkole. Powód był konkretny - nawet najbliższa rodzina nie zmieściłaby się w naszym niewielkim mieszkaniu. Pamiętam do dziś, że koledzy i koleżanki z klasy byli dla mnie niemili, bo w tamtych czasach i w tamtych realiach takie "zachowanie" było odbierane jako objaw obnoszenia się pieniędzmi. Teraz nikogo to nie dziwi, ale jedno jest pewne - czy to w domu, czy to organizując przyjęcie komunijne w lokalu, jedzenie jest podstawą. Jeszcze lata temu podczas uroczystości komunijnych nie mogło zabraknąć rosołu lub flaczków i oczywiście kotleta schabowego lub pieczonych udek. Prawdziwą atrakcją kulinarną były apetycznie tryskające kotlety de volaille do picia brązowy gazowany napój i pomarańczowe soki, a na deser tort i nieśmiertelne trio - sernik, szarlotka i budyniowiec. Teraz wygląda to inaczej.
Od dwóch lat na żadnej komunii nie wydałam schabowego, kiedyś każdy uwielbiał faszerowane udka i roladę z kluskami śląskimi. Teraz ma być na bogato. Ostatnio musiałam załatwiać bażanta - i tak wszyscy myśleli, że to kurczak, ale musiało być z pompą.
-mówi zaprzyjaźniona kucharka. Wspomina także, że sushi na przyjęciach komunijnych to już norma. Nie ważne, że dzieci nie przepadają, starsi nie znają smaku, a większość kierowana ciekawością zabiera się z nie z nożem i widelcem.
Ja wiem, że ma być na bogato, ale czasami śmiech mnie bierze i to z bezsilności. Bo te dzieciaczki siedzą i jedzą tylko nuggetsy, a to ich święto. Zapytałam kiedyś dziewczynki, dla której miałam gotować na komunii, co by zjadła. - Pomidorową i kopytka. Jednak mama w żadnym wypadku się nie zgodziła - ma być krem z białych warzyw i pieczony pstrąg. No wiesz, nasz klient, nasz pan. Najlepsze było to, że pani uznała, że pstrąg to nie pstrąg, tylko jakiś lichy śledź i zażądała zwrotu pieniędzy. Dobrze, że właściciel miał fakturę.
Inna historia, którą przytoczyła ciocia, jest dość zabawna i niestety w niekorzystnym świetle stawia wielu rodziców, którzy wychodzą z założenia, że komunia jest jak wesele - ma być na bogato. Kiedy jedna z rodzin umówiła się z ciocią i jej współpracownicami na omówienie menu na komunię, wywiązała się ciekawa dyskusja.
Chcemy gordonble i dobrze, żeby były w wersji wegetariańskiej.
-zażyczyła sobie pewna pani.
Ciocia z siłą powstrzymała śmiech i jak wspomina, jej pracownica zbladła, bo nie wiedziała co to za danie. "Chodzi pani o kotlety szwajcarskie, tak?" - zapytała ciocia. "Nie nie, mówię jasno, mają być gordonble". Wymiana zdań podobno trwała do momentu, kiedy ciocia uruchomiła wyszukiwarkę internetową i udowodniła, że gordonble (cordon bleu) to inna nazwa kotletów szwajcarskich i że ciężko będzie zrobić je w wersji wegetariańskiej, bo są przygotowywane z piersi kurczaka lub schabu i nadziewane szynką i serem. Ostatecznie pani się obraziła, bo przecież lepiej wiedziała i na główne danie wybrała polędwiczki w sosie i faszerowaną paprykę dla wegetariańskich gości.
Nie zawsze jednak rodzice pierwszokomunijnych dzieci tak kulinarnie szaleją. Najczęściej takie sytuacje bywają wśród osób, które ze wszystkich sił chcą wyprawić dziecku przyjęcie życia, często kosztem jego własnego zadowolenia - stąd często sushi i bażanty wybierane przez ludzi, którzy kierują się jedynie "prestiżem" danej potrawy, a nierzadko na co dzień ni mają styczności z takimi smakami, ale niestety, to znak mentalności wielu Polaków "ma być lepiej niż u sąsiada".
Ciocia jednak mówi, że wciąż na komuniach często pojawia się rosół, nierzadko gotuje także zupę gulaszową lub pieczarkową z serem oraz oczywiście żurek w chlebie. Na drugie danie najczęściej wybierane są polędwiczki w różnych sosach, kaczka lub faszerowane piersi kurczaka lub indyka. Jeśli chodzi o przystawki, nie może zabraknąć nuggetsów z sosem, sałatki greckiej lub ryżowej z kurczakiem i skrzydełek z grilla. Obecnie próżno szukać na stołach galarety lub ozorków, które w PRL-u były niemal świętością podczas spotkań rodzinnych. Napoje, które zwykle pojawiają się na przyjęciach komunijnych to cola, woda z cytryną i owocowe soki. Pojawiają się także alkoholowe i niealkoholowe koktajle, jednak podobno komunie z alkoholem organizowane są już znacznie rzadziej.