Już nie raz i nie dwa, a nawet nie pięć robiłam galaretę. Nie jest to popularne wśród ludzi z mojego wieku, ale kocham stare smaki - własnie galaretę, ozorki lub gulasz z żołądków oraz kaszankę. Nie zawsze jednak wiem co robię - intensywny czas robi swoje. Z racji tego chciałam w pewien sposób zrobić sobie "dobrze" i ugotowałam bulion z dużą liczbą tłustego, bogatego w kolagen mięsa. Wypiłam sporo i schowałam do lodówki. Zapomniałam jednak o pewnej rzeczy.
Mój treściwy i bogaty w kolagen bulion zamienił się w coś, co każdy kto wychował się w PRL-u zna i uwielbia. Powstała gęsta galareta i chociaż nie było w niej mięsa (wcześniej je odcedziłam i zamroziłam na farsz do pierogów), to smakowała tak, że nie trzeba było octu ani cytryny. Jeden składnik wiele osób jednak odrzuca - chodzi o kurze łapki.
Potrzeba takich składników:
Następnego dnia miałam gotową pyszną galaretę i mówiąc szczerze, zupełnie wyleciało mi z głowy, że przecież to wiadome. Z racji tego, że bulion zsiadł się w garnku, na talerze nakładam łyżką wazową. Muszę przyznać, że smakuje fantastycznie, jednak następnym razem dodam więcej czosnku. Młode gospodynie też umieją robić galaretę.