Więcej ciekawostek kulinarnych znajdziesz na naszej stronie głównej Gazeta.pl
Jak jedziemy w góry, koniecznie trzeba zjeść oscypka (lub coś oscypkopodobnego). Jak jesteśmy nad morzem - flądra z frytkami to obowiązek. Jak jedziemy na wczasy pod gruszą gdzieś na Podlasie, nie można nie zjeść babki ziemniaczanej. To wszystko znamy i lubimy, jednak kiedy wyjeżdżamy za granicę na urlop, z każdej strony kuszą nas nowe, nieznane smaki i regionalne dania. O ile w Grecji zjemy najlepszą jagnięcinę i tzatziki, a na Bałkanach grillowane cevapcici, tak w innych miejscach regionalne smakołyki mogą szokować. I to nie tylko ze względu na swój smak, ale również przez sposób podania lub przygotowywania. Najciekawiej jest w Azji, ale na Islandii też jest hardkorowo...
Zacznijmy może od tego, że my, Polacy, jesteśmy przyzwyczajeni do określonego typu kuchni. Nasza rodzima kuchnia jest pyszna, jednak dość ciężka. Jemy dużo wieprzowiny i drobiu, lubujemy się w zupach, a warzywa są zazwyczaj tylko dodatkiem. Kuchnie z innych stron świata są więc dla nas czymś egzotycznym i jak mamy okazję wyjechać np. do Japonii czy Tajlandii, skosztowanie tej "innej" kuchni jest obowiązkowym punktem urlopu.
Jednak to, co je lokalna ludność, dla nas bywa nie tyle osobliwe, co szokujące. Przygotowaliśmy kilka potraw, które w pewnych regionach uchodzą za kultowe, jednak dla nas mogą okazać się niebezpieczne. I nie chodzi tutaj wyłącznie o zatrucie.
Casu marzu jest serem, który został wpisany na listę produktów tradycyjnych w Sardynii. Włochy słyną z produkcji najlepszych serów, jedna ten specjał wielu z nas może "wystrzelić z kapci". Casu marzu jest bowiem serwowany z żywymi wciąż larwami much, które mogą skakać nawet na wysokość metra. Przez proces fermentacji z użyciem larw, ser ma kremową konsystencję i silny aromat. To jednak nie jest jedyna kontrowersja, która dotyczy tego sera. Niestety jakiś czas temu odnotowano przypadki zatrucia serem, do którego produkcji użyto larw innego gatunku. Jeśli więc masz odwagę i chcesz spróbować ruszającego się sera, upewnij się, że producent może pochwalić się specjalnym certyfikatem.
O ile Włosi słyną z prostej i smacznej kuchni, o tyle jedno z dań może przyprawić o dreszcze i jeśli ktoś zdecyduje się zjeść pajatę, to albo jest szalony, albo bardzo odważny. Pajata to danie przygotowane z jelita młodego koźlęcia, które jeszcze żywi się mlekiem matki. Przygotowuje się z nich coś w rodzaju sosu i serwuje z makaronem. Podobno to danie było prawdziwym przysmakiem Rzymian, ale obecnie nie brakuje turystów, którzy kierowani ciekawością kuszą się na zamówienie tego dania w restauracji. Jednak niewiele miejsc serwuje to danie - przypadek? Nie sądzę...
Islandia jest kierunkiem coraz częściej wybieranym na wakacje, a turystów kuszą dziewicze krajobrazy i przyjaźnie nastawiona ludność. Jeśli w czasie wakacyjnego urlopu masz w planach odwiedzenie tej wyspy, zastanów się dwa razy, zanim zamówisz w restauracji hakarl. Co to takiego? To najprościej mówiąc, odpowiednio przygotowane i sfermentowane mięso rekina polarnego. Niektórzy mogą pomyśleć, że przecież to nic nadzwyczajnego, ponieważ w wielu miejscach na świecie fermentowana żywność uchodzi za przysmak. W tym przypadku jednak lepiej uważać, ponieważ źle przygotowany hakarl może powodować silne zatrucia wśród ludzi i zwierząt, a odpowiada za to trująca trimetyloamina.
Jeśli wybierasz się na urlop do Wietnamu lub innych miejsc w południowo-wschodniej Azji, na pewno spotkasz na ulicy coś w rodzaju food trucka, gdzie sprzedawcy będą wciskać przyjezdnym miejscowe "smakołyki". Smakołyki specjalnie wzięłam w cudzysłów, gdyż chyba nie można w ten sposób mówić o balucie. Co to takiego? Cóż, w Polsce na ulicach sprzedaje się zapiekanki, a w Wietnamie jajka z częściowo rozwiniętym zarodkiem kaczym lub kurzym. Balut je się w całości - najpierw wypija się kwaśny płyn, następnie zjada się zarodek razem z piórami i dziobem. Niektórzy mówią, że jest nawet smaczny, jednak warto uważać na tę atrakcję kulinarną, ponieważ po zjedzeniu jaja z niespodzianką często występują zatrucia, zwłaszcza gdy jajka długo przebywały w nieodpowiednich warunkach, w wyniku czego zaczął się proces gnilny.
W Kraju Kwitnącej Wiśni zjemy mnóstwo pysznych dań, w tym najlepsze owoce morza czy sushi. Chyba że nasze jedzenie będzie próbowało nas zabić, lub będzie na nas patrzyło. Jednym ze specjałów kuchni japońskiej i koreańskiej jest san nakij, czyli młoda ośmiornica serwowana, kiedy wciąż jest żywa. Jeśli niehumanitarny charakter posiłku nas nie odrzuca, trzeba dodać, że zjedzona w nieodpowiedni sposób może przyssać się mackami do przełyku i spowodować uduszenie.
Innym przysmakiem, którym zajadają się Japończycy, jest ikiizikuri. To po prostu ryba filetowana maksymalnie kilkoma cięciami. Jest serwowana, kiedy wciąż jest żywa, a jej skrzela się poruszają. O tym daniu mówi się, że jest "zabójczo świeże", i właśnie dlatego szczerze odradzamy zamawianie go w restauracji. Lepiej zadowolić się sashimi lub sake.
O ile w Azji już od jakiegoś czasu zabrania się hodowania zwierząt domowych na mięso, o tyle w Peru, Boliwii i Ekwadorze ludzie zajadają się świnkami morskimi. Jak oni mogą? No cóż... O ile niektórych może nie dziwić sam fakt jedzenia domowych pupili, tak trzeba zaznaczyć, że świnki morskie hodowane na mięso najczęściej przebywają w złych warunkach, w ścisku i brudzie, a dodatkowo bywają zabijane w niehumanitarny sposób. Z całego serca odradzamy tę "atrakcję" kulinarną.