Widać zęby i oczy, ale u ciebie nie będzie widać zmarszczek. Marokański przysmak może występować w horrorach

Maroko to jeden z coraz częściej wybieranych kierunków wakacyjnych i nie ma ku temu żadnych powodów do zdziwienia. Kultura północnej Afryki jest wciąż dla nas nieodkryta, a kuchnia tego regionu może nas uwodzić i zadziwiać. Jednak jeśli macie słabe nerwy lub wrażliwy żołądek, nie zamawiajcie "kultowego" dania z owcy. Zaświecą się oczy i zęby, ale nie wam.

Więcej przepisów znajdziesz na naszej stronie głównej Gazeta.pl

Zobacz wideo

Jeśli chodzi o kuchnię regionalną, na pewno każdy z was doskonale orientuje się w naszych, rodzimych specjałach. Od kilkudziesięciu, a nawet można powiedzieć, kilkuset lat, polska kuchnia opiera się na wieprzowinie, drobiu, rzadziej tym dzikim. Nie obca nam jest wołowina, chociaż "na przedwojniu" jadaliśmy ją dużo częściej. Dużo częściej jadaliśmy także baraninę, której czasy "komuny" przyniosły słaby PR.

Prasuje zmarszczki, ale patrzy się i pokazuje zęby. To danie to kontrowersja

Nie od dziś wiadomo, że baranina jest podstawą kuchni wielu krajów i regionów. Turcja, Albania, Grecja, Czarnogóra, ale także Norwegia, Szwecja i Gruzja lubują się w baraninie, ale nie zawsze chodzi o szaszłyki, kebab, gulasz lub nadziewany lawasz z sosem paprykowym i mnóstwem przypraw. Ale...

Gdy na swój wakacyjny pobyt wybieramy Maroko, albo Albanię, Gruzję, czy też Norwegię, niech nas nie zdziwi fakt, że jak zamówimy "typowe lokalne danie" lub "świąteczne danie z danego regionu", możemy się nie tylko zdziwić, ale doznać niemałego szoku. 

Niektórzy stracili głowę dla tego dania. Jest źródłem młodości, ale nie każdy to przełknie

Chodzi o gotowaną bądź duszoną głowę barana lub owcy. Mniam? Dla wielu pewnie tak, wszak przecież zajadamy się głowizną, uwielbiamy salceson i różne mielonki, ale jeśli jedziemy na wakacje do Albanii, chcemy odwiedzić Maroko, Gruzję, a nawet Norwegię, nie powinniśmy się zdziwić, gdy zamówimy tradycyjne "ichniejsze" danie.

Głowa barana lub owcy serwowana jest w całości, z zębami, oczami, czasem nawet skórą. Najczęściej dusi się ją lub gotuje w przyprawach charakterystycznych dla danego regionu. Oczywiście najpierw głowę należy sparzyć, następnie pozbyć się sierści i oczyścić zęby oraz ozor, który przez wielu w tej potrawie uważany jest najsmaczniejszy.

Z czym to się je?

Cóż, z czym się chce. Podobno bardzo dobrze smakuje z pieczywem albo z ryżem i przyprawami. Można także wypić bulion z gotowania głowizny. Zarówno bulion, jak i mięso z głowy owcy, zawiera mnóstwo kolagenu. Mięso podczas jedzenia (je się zazwyczaj rękami) jest dość klejące, może odrobinę przypominać rozbieranie mięsa na zimne nóżki, jednak jest lżejsze i bardziej aromatyczne od wieprzowiny. To właśnie ten "klej" sprawia, że z każdym kęsem tej - umówmy się - dość dziwnej i osobliwej potrawy, możemy zapewnić sobie prawdziwy zastrzyk młodości.

Nie chcemy mówić, że gotowana głowa barana zjedzona na wakacjach odwróci procesy starzenia, ale na pewno będzie to dla wielu ciekawym doznaniem kulinarnym, zwłaszcza że w Polsce baraninę znamy głównie z budek z kebabem wątpliwej jakości. Lubicie nowe, nietuzinkowe smaki i nie boicie się doznawania smaku nowych potraw? Śmiało zamówcie tę potrawę na urlopie. W wielu domach wyjątkowych gości częstuje się właśnie ugotowaną baranią głową, a nie tak jak u nas, chlebem i solą.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.