Niniejszy tekst nie jest artykułem sponsorowanym. Zawiera subiektywną opinię autorki.
Po przemianach ustrojowych w latach 90. jak grzyby po deszczy zaczęły wyrastać budki z "egzotycznym" jak na tamte czasy tureckim fastfoodem. Kebab na dobre rozgościł się na ulicach miast i miasteczek i do dziś na każdym kroku nasze nozdrza uwodzi zapach mięsa z rożna. Turecki fastfood jest najczęściej wybieranym posiłkiem do zjedzenia na mieście, podczas spotkań ze znajomymi, a kto zna, ten wie, że nie ma nic lepszego po całonocnych szaleństwach na parkiecie, jak kawałki mięsa skąpane w sosie i zawinięte w pszenną bułkę lub chlebek pita.
Oczywiście doskonale wiemy, że jeśli mamy do czynienia z masowymi zjawiskami kulinarnymi, bardzo łatwo naciąć się na nieuczciwość i produkty słabej jakości. Kebab kebabowi nierówny i nie jest to jedynie kwestia podania potrawy - mamy do wyboru najpopularniejszy doner kebab, kebab na talerzu, w tortilli lub picie, albo na przykład ze szpady. Najważniejsze zawsze jest mięso, które... powinno być właśnie mięsem. Niestety bardzo często jest tak, że zamiast soczystych kawałków baraniny dostajemy jakieś dziwne mieszanki, które koło mięsa nawet nie leżały. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę, ale od wielu dni miałam ochotę na kebab, więc postanowiłam wybrać się do restauracji Efes, którą goście dobrze oceniają w wyszukiwarce Google, restauracja przy al. Niepodległości w Warszawie ma 4,3 gwiazdki na ponad 4 tysiące opinii. Specjalnie nie jadłam obiadu, żeby spróbować jak najwięcej dań.
Już przed wejściem do lokalu zauważyłam sporą kolejkę. Na szczęście ludzie ustawiali się do okienka, które wydawało dania na wynos. Pomyślałam, że to dobry znak, jednak nie nastawiałam się na nic konkretnego. Mniej więcej jednak wiedziałam, czego się spodziewać - kebab to kebab, nie oczekiwałam wielkiego zaskoczenia.
Wnętrze restauracji zrobiło na mnie pozytywne wrażenie. Światła były przygaszone, w tle leciała turecka muzyka. W środku było mnóstwo lamp i najróżniejszych bibelotów, nie można powiedzieć, że wystrój był minimalistyczny. Postanowiłam zamówić z karty trzy dania. Kelnerka zaproponowała mi specjalność lokalu, czyli sułtan kebab. Zamówiłam też uliczny klasyk, czyli kebab w lawaszu i coś, co uwielbiam nad życie - cielęcinę na szaszłyku.
Sułtan kebab zupełnie nie przypominał takiego, który jadamy "u Turka". Ścięte mięso wołowo-baranie położone było na grzankach z tureckiego pieczywa i obficie polane sosem sułtańskim z pieczonych pomidorów. Pierwsze, co mnie zdziwiło to smak mięsa. Było aromatyczne, wyczuwałam niecodzienną mieszankę przypraw i co więcej - to na pewno było mięso dobrej jakości. Z kolei sos nie był podobny do żadnego sosu pomidorowego, jakie jadłam dotychczas. Spodziewałam się czegoś innego i powiem szczerze - pozytywnie się zaskoczyłam.
Po specjalności lokalu przyszedł czas na klasykę, czyli kebab w lawaszu. Nie wiem, czy to była kwestia pecha, czy mojej nieporadności manualnej, nie mogłam wziąć go w ręce, by zjeść go tak, jak zazwyczaj jada się kebab na mieście. Możecie to zobaczyć na powyższym filmie. Mięso było smaczne, podobne w smaku do tego, które zostało podane w poprzedniej potrawie. Warzywa z kolei świeże i jędrne. Bardzo smakował mi sos na bazie jogurtu, w którym dało się wyczuć nutkę mięty. Kebab był jak najbardziej udany, ale nie było to danie mojego życia.
Co innego mogę powiedzieć o szaszłyku z cielęciny. Przyznam szczerze, że specjalnie zamówiłam to danie, bo wiedziałam, że cielęcina jest wymagająca i naprawdę łatwo zepsuć dania z tego mięsa. Ależ się zdziwiłam, kiedy wzięłam pierwszy kęs. Mięso było przepyszne - delikatne i soczyste i co ważne - naprawdę pachniało cielęciną. Do tego były pyszne surówki oraz porcja tureckiego pieczywa. Jeśli mam być szczera, o tym daniu na pewno będę jeszcze długo myśleć.
Pewnie wielu z was pamięta jeszcze te czasy, kiedy za duży kebab trzeba było zapłacić 10-12 zł. Teraz próżno szukać takich miejsc i nawet w "szemranych" budkach trzeba liczyć ok. 25 zł za porcję. Nie w restauracji Efes. Tanio nie było, ale przecież nie jest to zwyczajna kebabownia, a restauracja, więc ceny siłą rzeczy są wyższe. Za całość zapłaciłam 141 zł. Można pomyśleć, że jak za kebab, to bardzo dużo. Ja jednak uważam, że faktycznie, nie jest to mała kwota, ale jak najbardziej adekwatna do jakości i wielkości porcji zamówionych przeze mnie dań. Myślę, że jeżeli ktoś ma ochotę na kuchnię turecką naprawdę dobrej jakości, śmiało może odwiedzić Efes. Ja nie żałuję ani złotówki i już zastanawiam się, kiedy znów się tam wybiorę na szaszłyk.