Agnieszka Pocztarska jest twórczynią serwisu Czytamy Etykiety i od lat razem z gronem ekspertów, między innymi z zakresu biotechnologii oraz technologii żywności i żywienia, edukuje Polaków w zakresie sprawdzania i analizowania składów produktów zarówno spożywczych, jak i kosmetycznych.
Niedawno na Instagramie serwisu pojawiło się porównanie między Biedronką a Lidlem. Nie dotyczyło jednak samych cen, które w ostatnich dniach oba sklepy mocno obniżyły w ramach bitwy cenowej między sobą, a tego, na co często nie zwracamy uwagi podczas zakupów - składów.
Autorzy wpisu zestawili ze sobą kilka produktów z obu dyskontów: parówki, hummus, pesto, keczup, maślankę oraz chleb pszenno-żytni. Przeanalizowali to, co znajduje się na etykietach i postanowili oznaczyć czerwonym kolorem zbędne dodatki, zaś pomarańczowym cukier i substancje słodzące.
Eksperci, którzy przygotowali zestawienie, przyznają, że "czasami ciężko wyłonić faworyta". "Sporo produktów ma nie dość, że taką samą cenę, to jeszcze niemal identyczny skład" - czytamy w poście. Okazuje się, że niektóre z wybranych towarów są naprawdę bardzo do siebie podobne, a różni je tylko mały szczegół, który nie wpływa znacząco na ostateczną jakość. Twórcy porównania przekonują, że w obu sklepach można bez obaw kupować: chleb, maślankę oraz parówki.
Co jednak z pozostałymi produktami? Zdaniem specjalistów Biedronka może pochwalić się lepszym hummusem (nie ma w nim dodatku cukru oraz jest mniej soli), a także keczupem (podobnie mniej cukrów prostych oraz soli). Lidl wypadł jednak lepiej w przypadku pesto bazyliowego. "Ma mniej kilokalorii, tłuszczów, cukrów prostych oraz soli" - wyliczają eksperci.
To, co powinno przykuć naszą uwagę w pierwszej kolejności, to długość składu. Generalna zasada mówi, że im krótszy skład, tym lepszy. Nie zawsze ma jednak zastosowanie, bo produkt może zawierać np. dużo przypraw, więc oczywiste, że skład będzie dłuższy, ale to wcale nie musi oznaczać, że gorszy.
Ważnym elementem etykiet jest też kolejność, w jakiej podawane są składniki. Na pierwszym miejscu jest ten, którego w produkcie jest najwięcej. Im dalej, tym mniejsza zawartość w składzie.
Warto również pamiętać, że nie każde "E" jest szkodliwe. Części faktycznie lepiej unikać, a część jest zupełnie niegroźna. Te, których nie należy się obawiać, to np. pektyny (E440), mączka chleba świętojańskiego (karob, guma karobowa), która kryje się pod symbolem E410, ryboflawina (naturalny barwnik), która oznaczona jest symbolem E101, a także kurkumina (E100), chlorofile i chlorofiliny, czyli barwniki (E140) oraz betanina znana też jako czerwień buraczana (E162).
Lepiej unikać natomiast:
Nie zaleca się też nadmiernego spożywania fosforanów:
Używa się ich w przemyśle wędliniarskim, aby zapobiec wyciekowi wody z mięsa oraz nadać wędlinom kruchości i ładniejszego koloru. Dotychczasowe badania wskazują, że nadmierne spożywanie wysoko przetworzonej żywności, która zawiera spore ilości tych związków, może prowadzić do zaburzeń gospodarki mineralnej. Mogą też przyczyniać się do rozwoju otyłości i chorób serca.