Michel Moran: W polskiej kuchni nie mam jednego dania, które lubiłbym najbardziej. W okresie zimowym uwielbiam polską kuchnię, bo jest rozgrzewająca, ciepła, domowa i po prostu przytulna. Lubię taką kuchnię. To nie jest kuchnia wykwintna i wyrafinowana, bardziej kuchnia domowa i to jest w niej piękne. Mam restaurację niedaleko Warszawy, gdzie przygotowuję polskie dania: dziczyznę, różne kasze i zupy. Uwielbiam jeść tam obiad w niedzielę, gdy jest zima i pada śnieg.
Polska kuchnia zmienia się radykalnie. To jest inny świat niż ten, który pamiętam sprzed 17 czy 18 lat. Dzisiaj mamy młodych kucharzy, którzy mają od 8 do 12 lat i posiadają ogromną wiedzę. Gotują np. małże św. Jakuba czy homara i znają te produkty. Jak mówimy po francusku: każdy element „dał wody do młyna” - co oznacza, że restauracje się otwierały, że powstawały nowe programy kulinarne, że ludzie zaczęli wyjeżdżać za granicę. Tradycje się zmieniają, w domach gotuje się teraz inaczej. Inne produkty są też dostępne w sklepach.
To była całkowicie inna epoka. Nie było internetu, nie było tylu programów kulinarnych, nie mieliśmy możliwości, żeby pójść do restauracji tak jak teraz. Nie było też podróży za granicę, dzięki którym odkrywamy różne rzeczy - zarówno same potrawy, jak i składniki. Ja sam zacząłem odkrywać smaki, kiedy poszedłem do szkoły gastronomicznej i na praktyki. Wtedy dopiero dowiadywałem się, czym jest na przykład turbot. Za parę miesięcy upłynie 40 lat, od kiedy zacząłem pracować w kuchni i to, co było kiedyś, ogromnie różni się od tego, co mamy dzisiaj.
Kuchnia w moim domu była dosyć specyficzna. To była mieszanka kuchni francuskiej i hiszpańskiej, raczej prosta i klasyczna. Biedna, bo nie było pieniędzy. Czasem staram się odtworzyć dania, które robiła mama, ale z różnym skutkiem.
Nie, to była inna epoka. Nasi rodzice nie mieli czasu, żeby pokazać nam coś w kuchni. Dzieci miały swój kąt, w którym się bawiły i robiły swoje. Sam sposób wychowania dzieci kilkadziesiąt lat tematu i teraz jest zupełnie inny. Kiedyś nie wchodziło się do kuchni, kiedy mama gotowała. Kuchnia była królestwem mamy i rodziców. Czasem też przy stole dorośli jedli razem, a dzieci siedziały po swojej stronie stołu. Teraz zmienił się cały świat i sposób wychowania dzieci. Aż tak stary nie jestem, ale jednak było po prostu inaczej, niż jest teraz.
Według mnie dzieci nie lubią kłamstwa. Myślę, że najgorzej jest kłamać, tylko po to, żeby były zadowolone lub żeby słyszały po prostu to, co chcą usłyszeć. Dzieci muszą usłyszeć prawdę - oczywiście nie brutalną. Myślę, że trzeba umieć wytłumaczyć im, kiedy coś robią źle podczas gotowania czy w każdej innej dziedzinie życia.
Myślę, że dziecko, kiedy wie, gdzie popełniło błąd, gdzie coś poszło nie tak, akceptuje fakt, że na przykład odpadnie z programu. A potem traktuje to jako przygodę. Uważam, że z dorosłymi jest inaczej. Dorosły będzie miał do nas żal do końca życia, że odpadł, że nie mieliśmy racji. Dzieci zaskakująco dobrze to przyjmują. Jest lekki stres albo płacz, ale to trwa dwie minuty. Potem dziecko pamięta tylko przygodę, w której brało udział. To własne dorośli inaczej reagują.
Nie, nie boję się, bo na pewno jestem obiektywny i uczestnicy słusznie odpadali z programu. Chociaż czasami, kiedy się spotykamy, byli uczestnicy MasterChefa pytają: czy naprawdę nie było dobrze? Ale to jest normalne - dorośli nie lubią przegrywać. Myślę, że dzieci łatwiej godzą się z przegraną.